INDOCHINY

cz. IV

 

- „Perełki” północnego Wietnamu. -

 

Z Luang Prabang polecieliśmy znów do Hanoi, by ukoronować naszą podróż po Indochinach i wreszcie zobaczyć „perełki” północnego Wietnamu. Nasz program obejmował oczywiście wycieczkę morską po Zatoce Ha Long, wpisanej na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, wśród ok. 1600 malowniczych wapiennych wysepek. Lekka, grudniowa mgła na Zatoce Ha Long nadawała wyłaniającym się wysepkom pewną aurę tajemniczości.

 

 

Jest to największa atrakcja turystyczna Wietnamu. Nie wspominając o widokach, to już sam rejs jest niezapomnianym przeżyciem: luksusowa dżonka, lunch z owoców morza, zachód słońca obserwowany z leżanek na górnym pokładzie, nocny połów ryb, poranne Tai Chi, Jaskinia Niespodzianek itp. pozostaną na długo w naszej pamięci.

 

 

 

 

Z Ha Long wróciliśmy do Hanoi, skąd nocnym pociągiem pojechaliśmy na północny-wschód, do miejscowości Sapa, położonej 1586 m npm. Podróż pociągiem sypialnym „Tulico” trwała ok. 9 godzin. Do stacji docelowej Lao Cai przyjechaliśmy o godz. 6.00 i dalej pojechaliśmy busem do hotelu w Sapa, ok. 30 km na południe w kierunku doliny Muong Hoa, przez malownicze góry poprzecinane tarasami pól ryżowych. Ten region jest urzekający, chociaż grudzień nie jest najlepszą porą by cieszyć oczy widokiem górskich krajobrazów i pól ryżowych. Mgła ograniczała widoczność.

 

 

Następnie udaliśmy się do pobliskiej wioski Lao Chai, zamieszkanej przez mniejszość etniczną Czarnych Hmongów. Obserwowaliśmy codzienne, trudne życie mieszkańców, odwiedziliśmy przedszkole i szkołę, byliśmy na występach tanecznych miejscowej młodzieży, no i oczywiście dokonaliśmy zakupów lokalnych wyrobów. Szczególnie przypadły nam do gustu bajecznie kolorowe, wałniane chusty na głowę.

 

 

 

Odwiedziliśmy również bardziej odległy od Sapa targ Can Cau, mały ale bardzo kolorowy, przy granicy z Chinami, położony pośród gór, na jednej z polan. Głównymi odwiedzającymi są Kwieciści (Flower) Hmong’owie, ale można również spotkać przedstawicieli innych plemion. Okoliczni mieszkańcy przychodzą tu zarówno w celach handlowych, jak i towarzysko-matrymonialnych - to najlepsze miejsce żeby się poznać, kiedy wszystkie wioski rozsiane są wśród gór, w sporych odległościach od siebie. Targ jest autentyczny i jeszcze stosunkowo mało na nim turystów.

 

Ostatni dzień naszej podróży spędziliśmy zwiedzając Hanoi – „miasto wewnątrz rzeki”, które leży nad jedną z odnóg Rzeki Czerwonej. Zostało zbudowane w VI w., a od 1010 r. było stolicą państwa, zwaną wówczas Thang Long, czyli „miasto ryczącego smoka”. Kilkakrotnie zniszczone: w XV w. podczas najazdu chińskiego oraz w XX w. podczas bombardowań lotnictwa USA w latach 1964-73.

Zwiedzanie obejmowało główne atrakcje turystyczne: Plac Ba Dinh z Mauzoleum Ho Chi Minha, Świątynia na Jednej Kolumnie (Mot Cot) z XI w.,

 

 

Świątynia Literatury z XI w. – najstarszy uniwersytet w Wietnamie oraz Muzeum Etnologii poświęcone sztuce i kulturze etnicznych mniejszości Wietnamu – będące doskonałym podsumowaniem po powrocie z terenów górskich.

 

 

Odbyliśmy też godzinną przejażdżkę rykszami po części handlowej starego miasta, przy Świątyni Ngoc Son (Góry Jadeitowej) z XIX w. położonej na wysepce jeziora Hoan Kiem (Zwróconego Miecza). Jednak to, co w planach wydawało się dobrym pomysłem, to jednak na miejscu hałas i spaliny okazały się bardzo uciążliwe.

 

 

Wieczorem poszliśmy na pokaz słynnych „wodnych kukiełek” - będących specjalnością Hanoi i północnego Wietnamu w teatrze Thang Long – najlepszej wietnamskiej scenie lalek na wodzie. Teatr lalek na wodzie istnieje od tysiąca lat. Narodził się na podmokłych terenach uprawy ryżu w delcie Rzeki Czerwonej. Lalki wyrzeźbione są z drzewa figowego, pomalowane i pokryte błyszczącą laką. Przemieszczają się po pokrytej wodą scenie, a poruszane są za pomocą prętów i sznurków przez lalkarzy, stojących za cienką przesłoną po uda w wodzie. Przedstawienie zawiera kilkanaście epizodów z wietnamskiej skarbnicy folkloru, legend i historii. Pożegnał nas oczywiście ... smok.

 

Zmęczeni po całym dniu wrażeń, udaliśmy się na pożegnalną kolację, a następnie na lotnisko. Kilka minut po pólnocy wylecieliśmy do Polski.

 

K O N I E C

 

powrót do galerii