Czterdzieści lat minęło …

Trzy obrazki z życia Ireny Kozłowskiej (SKT)

 

1969, Warszawa

 

 

W styczniu pewien kolektyw zebrał się w Warszawie, 

I decyzję podjęto w zasadniczej sprawie:

Czy przyjąć do SKT-u należy Irenę.

Przyjęto.  Nie wiedziano, za jaką to cenę. 

 

* * *

 

1970, dolina Wielicka, wspomnienie Redaktora

 

Mówię tak do Ireny:  jest dziś w deszczu przerwa,

Chodźmy na porządną górę, na przykład na Gerlach.

Poszliśmy. Ach, cudnie, Večny dažd’, Kvetnica,

Jak to wszędzie jest w Tatrach, piękna okolica.

Zaraz na dole w ścianie jest Wielicka Próba,

Potem ścieżka w zakosy, wyżej trochę skałek

I wkrótce na graniowy wchodzimy kawałek.

Przez boczne przewijamy się granie i grzędy,

Gerlach góra to sławna, z tradycjami, hruba.

Czasami mgiełka przemknie tędy i owędy.

Lecz oto koniec drogi. Milczymy w zachwycie –

To jest przecież tatrzański rytuał na szczycie.

Ale czas schodzić.  Również dlatego, że żlebem

Mgła podchodzi i całym zawładnąć chce niebem…

                                     ***

Żleb, jak to bywa w Tatrach, w dole  jest podcięty.

Klamry, drabinka. Sprawdzam, czy plecak zapięty,

Do zejścia się ustawiam w stosownej pozycji –

Wtem Irena oświadcza: Ja tej ekspozycji

Nie zniosę. Za nic w świecie się stąd już nie ruszę.

Rób co chcesz, ja nie idę. Ja tu zostać muszę!

Próbuję z nią psychologicznie: zdejmij buty,

Popatrz, jak cudnie Liptów mgiełką jest zasnuty.

O, mam w plecaku prawie całą czekoladę,

Zjedz trochę, napij się. Na pewno dasz radę.

Rozejrzyj się wokoło: przecież jest tak pięknie…

Lecz nic tu nie pomaga, w Irce nic nie pęknie.

Chcę zagrać na ambicji: Dziewczyna-ś radziecka –

I zmóc cię ma jedna ta Batyżowiecka?

Towarzysza Stalina byś tym wszak zmartwiła…

                                ***

Tu Irena przysłowiem rosyjskim rzuciła,

Było coś tam na jot, a kończyło się na „mać” –

I wyjaśniła po polsku: ja tu będę stać.

Pewien Szymon latami stał stale na słupie, 

Ja też tak będę. Czasami usiądę na skale. 

I w porządku.  Nudzić nie będzie mi się wcale.  

Pamiętnik będę pisać i tym czas przekupię.

 

                                                                      ***

 

Mija piętnaście minut, czuję się dość dziwnie.

Jakie znaleźć wyjście, myślę intensywnie.

Wtem olśnienie, jeszcze dziś dziękuję ci, weno:

I powiadam tak oto: posłuchaj, Ireno:

Czas leci szybko, rok 09 nastanie.

A ty przesiedzisz te wszystkie lata tu w ścianie?

„Przesiedzę”. „Dobra, to ja tam w Klubie, w Warszawie

Mam swe wiersze poświęcać jakiejś obcej babie?

I potem na rocznicę jej wklubowstąpienia

Jej zadedykować swe najlepsze pienia?

„Nigdy!” krzyknęła Irenka i w skałę się wpiła

Z okrzykiem „no, ja bym ją zdrowo pogoniła,   

Co ona sobie myśli, jej niedoczekanie!”

I po prawie pionowej sama zeszła ścianie.

Nie tykając łańcuchów ni drabinki prawie 

Wnet przy Batyżowieckim znalazła się stawie.

A ja? Cóż ja, powoli za nią poczłapałem,

Myśląc dokładnie o tym, co tu obiecałem

Na długich lat czterdzieści. Że już przecież muszę

Poematy w Klubie pisać na jubileusze.

                                                                      ***


 

2008, Truskaw

 

 

 

W Truskawiu zostaliśmy kiedyś przeankietowani.

Facet zaczął pytanie: jak się puszcza pani…

Tu Irenka w pół zdania pytanie przerwała,

I tak wyczerpująco mu odpowiedziała:

Dwa razy w tygodniu. Jadę do Truskawia,

Bowiem mi to zaprawdę wielką frajdę sprawia

Z przyjaciółmi intymnie coś przeżyć na szlaku,

W starym lesie na Debłach, na ławskim młodniaku,

Pod przychylną sosną, na krzywego ryja,

Wiosną, zimą, i kiedy się jesień rozwija,

Na piasku, na  śniegu, na trawie czy w błocie -

Wszak wszyscy w Klubie wiedzą o mojej ochocie.

I tylko, kiedy lipiec trwa komarodajny,

Na moje ukochane uciekam Wiżajny.

                                   ***

 

 

Młodzieńców ja nie lubię – są dla mnie za szybcy,

I intelektualnie zwykle bywają za płytcy.

Starsi to co innego, taki uszanuje,

Powie coś mądrego, winem poczęstuje,

Albo wierszyk napisze, o zdrowie zagada –

A gdy się jesienią  zdarzy  Ireniada,

To jestem rada każdemu gościowi.

Serdecznie są widziani i dawni i nowi.

                            ***

 

Ankieter chciał być grzeczny, „Przepraszam, turystko...”

„Nie, nie” rzekła Irenka, „to jeszcze nie wszystko.

Na przykład, gdy dziewczyna zda się jakaś miła,

To namawiam, by razem to ze mną robiła.

Przyprowadzam do chaty, mówię:  ‘jest nieśmiała,

Ale robić to z nami też by bardzo chciała.’

I jeszcze panu powiem, tak zupełnie szczerze,

Że równie dobrze się czuję w chacie i w plenerze.

Ach, jak potem lubię oglądać te zdjęcia,

Porównywać różne sytuacje, ujęcia,  

Jak puszczają wnet różne towarzyskie lody… 

Ach, pan nie zrozumie, bo pan jest za młody!”  

* * *

Rzekł ankieter:  pytałem (niech pani nie szydzi),

Jak się pani ta puszcza Kampinoska widzi?

Odparła: wszak to było mej mowy tematem.

Kto to widzi inaczej, myśli ma kosmate!

 

                            ***

 

   Autor tekstu:     Michał Szurek

Obraz olejny pt. "CHATA" namalowała Teresa Starczewska