NA IRENIADĘ

         2018


 

Chodźcie tu, trzej synkowie, niechaj matka wam powie,

Że zadanie dziś czeka was duże:

Łeb uczesać kudłaty i zawiązać krawaty.

No i każdy ma być w garniturze!

 

Jeden z drugim się szwendasz, ani spojrzysz w kalendarz.

Owszem, wygląd i wzrok macie słodki.

Po mnie macie te geny, ale dzisiaj Ireny!

Tak się zowią wszak trzy wasze ciotki!

 

Pierwsza z nich jest bogata, mieszka gdzieś na Kabatach.

W skrzyni złoto, pierścionków stos z perłą.

Gdy coś powiesz od duszy, to cioteczka się wzruszy

I złotówek ci sypnie, i euro!

 

Druga jest w Tarchominie, tam cię prezent nie minie.

Ona salon ma samochodowy.

Coś jej powiesz od duszy - stara ciotka się wzruszy

I samochód ci da, całkiem nowy!

 

 


 

 

 

 

 

Adres trzeciej: Grzybowska. Jej nazwisko: Kozłowska.

Sympatyczna, lecz  sprawę ma z biesem.

Coś jej powiesz od duszy -  i do leśnej cię głuszy

Wnet zaciągnie - przepadłeś z kretesem!

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Ma tam swoich kompanów - i to panie i panów.

Towarzystwo to jakieś szemrane.

Wchodzą w lesie na górki, te łazęgi i szurki

Pójdziesz z nimi – to masz przerąbane!

 


 

 


 

 

 

 

W „Krzywym Ryju” śpiewają, za nic lata swe mają.

W chaszcze włażą i w jakieś moczary,

A w chatynce co mają, gusła tam odprawiają.

Jakieś debły czy diabły i czary.

 

 

 

Wasza ciotka ma świrka - pierwsza tam prowodyrka,

Więc ostrzegam: na ciotkę uwaga!

A do tego na szlaku ona znakiem Zodiaku

Cię omami - bo taka jest Waga!

 

 

 

 

 

 

 

Taką dawszy przestrogę, wnet wysłała ich w drogę,

Przykazawszy odwiedzić kwiaciarnię.

I wybrali się młodzi, a tu noc już nadchodzi.

Czy przepadli synkowie gdzieś marnie?

 

Niech opowieść się skraca, pierwszy synek powraca.

Głośno śpiewa i wierszem coś gada.

Odwiedziłeś Kabaty, dała ciotka dukaty?

Nie, mamusiu, bo dziś Ireniada!

 


 

 

 


 

 

 

Ja po lesie chodziłem, dużo wina wypiłem!

Turystyczne piosenki śpiewałem!

Co tam ciotka bogata, milsza mi leśna chata.

I na Debły się też załapałem!

 

Czas upływa niedługi, w progu staje syn drugi.

I z nadzieją doń matka powiada:

Pewnie-ś wprost z Tarchomina, jakże nowa maszyna?

Nie, mamusiu, bo dziś Ireniada.

 

 

 

 

 

 

Ja po lesie piechotą szedłem z wielką ochotą.

W górskie tam wsłuchiwałem się treści.

Bo tak pięknie mówili o jedynej tej chwili,

Gdy na szczycie przyjaciel się zmieści!

 

Pewnie się domyślacie: trzeci syn staje w chacie.

Ani nogą nie włada, ni ręką.

- Pewnie przez te ich gusła, ręka, noga ci uschła?

Nie, mamusiu, ja szedłem z Irenką!

 

***

 

Nie chcę mówić za wiele, ale morał się ściele.

Niech na przyszłość on wszystkim się nada.

Mówmy sobie tak w Klubie: "ja cię  t e ż   bardzo lubię!"

I niech zawsze nam trwa Ireniada!