Stołeczny Klub Tatrzański

przy Oddziale PTTK MARYMONT
00-075 Warszawa, ul. Senatorska 11

Stuknęła siódemka.

      Jest w Babicach ulica o wdzięcznej nazwie Pohulanka (łączy Henryka Sienkiewicza, Stanisława Maczka i Władysława Andersa). Nie na niej, ale i nie za siódmą górą, siódmą rzeką, bo w Izabelinie, świętowaliśmy 10 listopada 2018 roku okrągłą siódmą rocznicę powstania naszego, Marymonckiego Oddziału PTTK.


 

      Było mglisto i dość chłodno. Nareszcie Pan Bóg sobie przypomniał, że jesień to jesień. Uczestnicy (wśród nich rozpoznano podobno i agenta 007), niektórzy doprawdy w siedmiomilowych butach, schodzili się marszem gwiaździstym. Niektórzy już po drodze byli w siódmym niebie.


 

      Nie został odczytany wiersz okolicznościowy, a to dlatego, że został napisany dopiero następnego dnia przez anonimowego autora:

            Nieważne, czy mieszkasz w Raciborzu,
            Na świętokrzyskim gdzieś gołoborzu
            Czy spływasz Dnieprem na Zaporożu,
            Czy w karaibskim pławisz się morzu -
            Lub grzybobiorąc gdzieś w Myśliborzu -
            (znów zapomniawszy o ostrym nożu)
            Na kolejowym spotkasz przytorzu
            Jelenia w dużym, pięknym porożu -
            Albo latarnię zwiedzasz w Niechorzu
            (tak, na szczecińskim ono Pomorzu!) -
            Albo zasypiasz w małżeńskim łożu,
            Tęskniąc do letnich figli we zbożu -
            Lub gdy odziany w zimowy kożuch,
            Niegramatycznie jedziesz w traktorzu -
            Zawsze pamiętaj o Żoliborzu!
            Bo w żoliborskich ulic trójkącie
            PTTKowski w niewielkim kącie.
            Oddział napotkasz, na Marymoncie,
            Może poznałeś tam swoją Brońcię,
            Albo zachwycił kiedyś tam słoń cię?
            Choć oddział mały - to i na froncie,
            Tyle sukcesów mamy na koncie….
            Tu mi do oka napływa łezka….
            Kończę. Niech żyje nasza prezeska,
Czyli Basia, prezeska Marymonckiego Oddziału PTTK, do którego należysz jak pies do budy, a jeśli nie, to natychmiast wejdź.

      O właśnie. Referatu wstępnego nie było, ale ktoś powiedział, że imprezę uważa za otwartą. Każdy pomyślał sobie wtedy, że są być może Oddziały, które mają prezesów miernych, takich od siedmiu boleści. Ale nie my! Nasza Basia wystarczy za siedmiu samurajów.


 

      Nastąpiły śpiewy przygitarowe (Ted). Była piosenka religijno-katastroficzna („niebo nas straszy”), o chirurgii okulistycznej („rzucam w zieleń swe źrenice”), potem o łoju i wspinaczce górskiej („łoj, łoj, łoj”), o grze w karty z kobietami („w 1844 zagrałem z nią w otwarte karty”) i wiele, wiele innych. Księżyc nie łypał, bo jako się rzekło, była mgła. Toastom nie było końca, chociaż w potrzebie obywano się i bez nich.


 

       Ponieważ 10 + 1 = 11, więc nasz malutki jubileuszek splótł się z globalnym polskim. Pośpiewaliśmy piosenki patriotyczne. Można powiedzieć, że ognisko płonęło w lesie, a wiatru nie było, więc nie niósł niczego.


 

        Wesołym dowcipom nie było końca. Pewnym zgrzytem okazała się piosenka, nawiązująca do naszej rocznicy:

                   „Siedem czarnych krów co noc mi się śni,
                  Siedem czarnych krów, wśród nich ja i ty!”

       bo ktoś to za bardzo wziął do siebie, Ale i to pokrył serdeczny śmiech ze wszystkiego. Głównej wykonawczyni piosenki o łoju coś się zapętliło, bo liczba powtórzeń (nazwał bym je autobisami, z autobusami łączy je to, że one też jeżdżą w kółko) sięgnęła czterech.


 

        O ile zauważyłem, nie popełniliśmy żadnego z siedmiu grzechów głównych. Ognisko płonęło, dopóki nie zgasło, co nastąpiło – podziwiać należy synchronizację! - o godzinie siódmej. Ale nie zgasł duch przyjaźni, który wlazł na każdego. Życzymy mu, żeby nie złaził a Oddziałowi, by nas dalej łączył. Wchodzimy w kolejny rok z pieśnią Czerwonych Gitar (słowa: Agnieszka Osiecka):

                        Nie spoczniemy, nim dojdziemy,
                        Nim zajdziemy w siódmy las!

      ale i nutą refleksji:

                        Czy to Pan Bóg uważa, że ludziska giną
                        Poczciwym nie da talarka.
                        Dla jednych pomyślność odmierza ośminą,
                        Drugiemu liczy na ziarnka.

                                (Ludwik Władysław Franciszek Kondratowicz herbu Syrokomla, 1823 – 1862)


        (z nauczycielskiego przyzwyczajenia wyjaśnię: Ośmina to rosyjska miara objętości ciał sypkich, stanowiła ósmą część kadzi (= 839,63 litra), czyli ośmina miała nieco ponad 100 litrów).

Spisał: Michał Szurek