Część 1. Jak, po co i dlaczego? (oficjalnie)
Już od dawien dawna w Klubie śpiewano własne
piosenki, nawiązujące do przeżyć z wyjazdów w Tatry i wiele innych gór.
Przypomniałem to sobie w styczniu 2003 roku, kiedy to widać było, że
przygotowywana od lat książka wspomnieniowa nie ukaże się na jubileusz 50-lecia
Klubu. W pewien weekend napisałem kilka piosenek, będących, jak się później
dowiedziałem od Eli Wojnowskiej, kontrafakturami. Tak nazywa się podkładanie
nowych słów pod istniejące melodie. Taka twórczość ma bardzo szacowne korzenie
– wyznawcy religii protestanckiej w XVI wieku potrzebowali dużej liczby nowych
pieśni. Brano więc stare melodie, do których dopasowywano słowa.
Pomysł uczczenia jubileuszu Klubu podchwyciła grupka
osób: Basia Kaczarowska, Elżbieta Wojnowska, Irena Kozłowska, Marcin Kuczma i
Tadeusz Guranowski. Zespół nazwał się „Baranie Rogi”. Późniejsza nazwa „Stara
Robota”, zgłaszana przez Basię, nie znalazła wtedy uznania. Po stosownych
próbach występ odbył się w dniu jubileuszu Klubu, w „Resursie” przy Krakowskim Przedmieściu.
Wszyscy byli już w odpowiednim nastroju do świętowania, po części oficjalnej i
po kiełbaskach z piwem, i dlatego występ przyjęty był bardzo dobrze.
|
występ
zespołu „BARANIE ROGI” podczas jubileuszu
50-lecia Klubu
w
maju 2003 r.
|
Basia
Kaczarowska
|
Tadeusz
Guranowski
|
Irena
Kozłowska
|
Marcin
Kuczma
|
Elżbieta
Wojnowska
|
Plany powtórzenia występu nie udały się. Najpierw
były wakacje, potem „jakoś tak” nie udało nam się zejść, potem Tadeusz wyjechał
za granicę. I dopiero po czterech latach udało się wrócić do idei „pośpiewajmy
sobie razem”. Występy, owszem, dobra rzecz, ale po prostu spotykajmy się i
śpiewajmy sobie razem. A jeżeli ktoś inny będzie chciał tego słuchać, to nie zabraniamy.
I tak zespół powiększył się do granic swoich możliwości – głównie chodzi o
trudności logistyczne z dopasowaniem czasu wszystkich osób. W 2008 roku zespół
tworzyły poprzednio wymienione osoby plus Krzysztof Tomaszewski („Bończa”) i
Krzysztof Romanowski. Wkrótce doszli Alina Wrońska, Ewa Chałasińska, Krystyna Dolebska,
Krystyna Krasińska, Maria Grochowalska, Marek Fijałkowski i Wojciech Wojtyński.
Ubyli (w różnym czasie i z róznych przyczyn).: Marcin, obaj Krzysztofowie, Ela i Marek. W 2011 roku
próbował swoich sił w zespole Piotr Lutyk. Przez cały czas
wspierała nas duchowo prezes klubu Elżbieta Jaworska, a muzycznie także
(niestety, nie w sposób ciągły) Krystyna Stańczak-Pałyga.
„STARA ROBOTA” występ z grudnia
2008 r.
|
Krzysztof Tomaszewski
|
Maria Grochowalska
|
Krystyna Stańczak-Pałyga
|
Krystyna Krasińska
|
Ewa Chałasińska
|
Alina Wrońska
|
Krzysztof Romanowski
|
Marek Fijałkowski
|
Wojciech Wojtyński
|
Piotr Lutyk
|
|
|
|
Krystyna Dolebska
|
|
|
W 2010 roku zespół, który do nazwy „Stara Robota”
dopisał sobie jeszcze barokowo brzmiącą preambułę „Swobodne Towarzystwo
Śpiewacze”, czyli w skrócie STŚ, wystąpił specjalnie dla zaprzyjaźnionego klubu
Sępik z Gorzowa Wielkopolskiego, następnie w SKT, następnie na XXX Zlocie
Klubów Górskich, który w 2010 roku organizował właśnie nasz Klub.
|
Występ ”STAREJ ROBOTY” dla klubu Sępik z Gorzowa
Wielkopolskiego w maju 2010 r.
|
W 2011 roku Zespół
wystąpił jeszcze, z miernym sukcesem, w kawiarni w Łomiankach. Ale, jak to ujął ś.p. Krzysztof Tomaszewski
(„Bończa”) życzymy zawsze słuchaczom, żeby przy słuchaniu mieli choć część
takiej frajdy, jaką ma zespół na próbach. Bo są, na pewno są, większe
przyjemności, niż wspólne śpiewanie z przyjaciółmi – ale nie ma ich, to znaczy
tych większych przyjemności, za wiele. Jak na razie, najlepiej udał się nam
występ w Klubie Podróżnika 25 listopada 2011 r.
|
POŁUDNIK „0” -
występ w Klubie Podróżnika 25 listopada 2011 r.
|
Teksty pewnej liczby piosenek repertuaru Starej
Roboty są hermetyczne, to znaczy będą zrozumiałe tylko w wąskim gronie osób.
Staramy się, żeby takich piosenek nie było za dużo. Niech przeważają teksty,
które są ogólnie zrozumiałe dla każdego turysty górskiego. I tak nam trzymać!
2. Jak, po co i dlaczego? (od duszy)
Pytanie, po co się chodzi po górach, jest chyba
tak stare, jak problem pierwszeństwa kury i jajka. Jedni trąbią, że dlatego, że
góry po prostu są. Tak wypowiedział się nawet prawdopodobnie pierwszy zdobywca Everestu,
George Mallory (który zginął w masywie Everestu w czerwcu 1924 r.). Odpowiedź efektowna, ale mało kogo satysfakcjonuje.
Narkotyki też są. Inni odpowiadają dumnie: „żeby sprawdzić samego siebie!” Ci
są chyba zakompleksieni i mają niskie poczucie własnej wartości, może na tle
seksualnym? Inni jeszcze kochają góry tak, jak oszczepnik swój oszczep, piłkarz
piłkę, a gimnastyk konia z łękami. To po prostu sport, tyle tylko, że bieżnia
jest pod górkę. Inni wołają, że w górach obcują z absolutem, cokolwiek to
znaczy. Mariusz Zaruski prowadzał młodzież w góry, żeby dbać o tężyznę fizyczną
tych, którzy najpierw będą walczyć o Polskę, a potem będą ją budować.
Mieczysławowi Karłowiczowi góry grały i podpowiadały tematy do dzieł. Kornelowi
Makuszyńskiemu, nałogowemu brydżyście, pod Giewontem po prostu karta szła. A
tysiącom turystów, odwiedzającym codziennie w sezonie Morskie Oko, po prostu
tam najlepiej smakuje piwo. Zresztą i Jan Długosz na pytanie natrętnego
dziennikarza o motywy taternictwa odpowiedział: „bo ja, proszę pana, cholernie
lubię herbatę!”. Dziennikarz był mało inteligentny i zapytał, co ma jedno z
drugim wspólnego. „A bo wie pan”, wyjaśnił Palant (przypominam i
wyjaśniam, że tak nazywano zmarłego na Kościelcu Jana Długosza), „jak się tak
cały dzień powspinam, spędzę noc na biwaku w ścianie i o świcie ugotujemy sobie
z partnerem herbatę, to ona naprawdę smakuje! Chce pan spróbować?” Dziennikarz
oczywiście uciekł w popłochu.
Ale jest i ważniejsze pytanie. Co nam zostaje,
jaką „wartość dodaną” dają nam góry? Jeśliby niczego takiego nie dawały, to
zdobywanie ich – nawet najbardziej po cepersku - byłoby właśnie bez sensu. Nad
tym pytaniem należy się zastanawiać. Ale to każdy sobie. Proszę przemyśleć i
zakomunikować mi, że już wiemy. Nie, nie wkraczam w niczyją prywatność. Nie
interesuje mnie sama odpowiedź, a tylko to, czy zastanowiliśmy się nad
pytaniem.
A co mnie, autorowi, dały? Bardzo wiele. Na
przykład te kilkadziesiąt, chyba już blisko sto, tekstów, o których niektórzy
powiadają, że nadają się do wspólnego śpiewania. Czy to nie mała „wartość
dodana”? A to tylko część. Ale o tym sza. Innym razem.
Quasinaukowa quasisamoanaliza.
Przejrzałem zatem własne teksty i spróbowałem je
zanalizować. Co da się z nich wyczytać? Jest to o tyle możliwe, że po kilku
latach tekst już staje się obcy nawet dla autora. Nie całkiem obcy, ale właśnie
zyskujemy podwójny ogląd – uchem odbiorcy i okiem autora. Można się podjąć
analizy. Całkiem ciekawa była to praca.
Niewielką część tekstów tworzą tłumaczenia. Tekst
ma być wtedy jak najbliższy oryginału, w doborze słów i myśli. Nie zważałem na
to, że tłumaczeń dokonywali już zawodowcy. Chciałem mieć własne. Wśród tych,
które się udały, są następujące dwa:
Wierszina
(Wysocki)
Tu już nie równina, tu
klimat nie ten,
A wiele tu zdoła zakłócić ci
sen.
I lawin kamiennych
przeciągły dochodzi cię huk.
I można pójść w bok, ułatwić
krok,
Lecz my wybieramy trudny
stok,
Zdradliwy, jak na wojnie
bywa wróg.
I można
pójść w bok, ułatwić (swój krok,
Lecz my
wybieramy trudny stok,
Zdradliwy,
jak na wojnie bywa wróg.
Bez gór i przepaści, bez
lodu i skał,
Ty siebie sam nie będziesz
znał,
Choć w błogim już szczęściu
się dawniej pławiłeś po
czub.
Nie spotkasz w dole, by nie
wiem, co,
Przez swoich lat
szczęśliwych sto,
Ułamka piękna, co masz je w
górach u stóp.
Nie
spotkasz w dole, by nie wiem, co,
Przez
swoich lat szczęśliwych sto,
Ułamka
piękna, co masz je w górach u stóp.
W przepastnych tych ścianach
nie czekaj na cud,
Bo niebezpieczeństwa i tak
masz tu w bród,
I dobrze już wiesz, że te
skały są kruche jak lód...
Nad tobą nikt nie czuwa tak,
Jak mocny partner i wbity hak,
I wiara, że nigdy w skale
nie omsknie się but.
Nad tobą nikt nie czuwa tak,
Jak mocny partner i wbity hak,
I wiara, że nigdy w skale nie omsknie się
but.
I drżą nam kolana, tu siła i
spryt.
Rąbiemy czekanem tak drogę
na szczyt,
A serce po prostu do góry aż
z piersi się rwie.
Świat cały na dłoni, jak w
pięknym masz śnie -
Lecz zazdrość już drąży cię
w sercu na dnie
Że ktoś na wierzchołek
doliną dopiero się pnie.
Świat cały na
dłoni, jak w pięknym masz śnie -
I zazdrość
już drąży cię w sercu na dnie
Że ktoś na
wierzchołek doliną dopiero się pnie…
|
|
Noczi płatje
biełoje
Jasna noc spowiła
w śnie
Ostrą grań i
gładki lód.
Ja na zachód
patrzę, gdzie
Lśni księżyca pół,
Gdzie w obłokach białych chmur,
Rodzi się ten srebrny cud,
Gdzie z uśpionych szczytów gór
Gwiazdy patrzą w dół!
Tu pod śniegiem
jeszcze śpi
Nieprzebyty nigdy szlak.
Tyle czasu na
ten świt
Czekał każdy z
nas!
Dziś wchodzimy na
sam szczyt -
I chłopców budzić
wkrótce czas,
Ale ja nie mogę spać,
Tak mi ciebie brak!
Gwiazdy patrzą,
dziwią się,
Że
z tęsknoty nie śpisz też,
I że smutno ci i
źle,
Że nie zaśniesz,
wiesz!
Skarżysz się
cichutko, że
Spokojnie zasnąć
umiesz już,
Tylko wtedy, kiedy
mnie
Czujesz blisko
tuż!
A wokół nas
dziewiczy śnieg
I nieprzebyty jeszcze szlak,
Na tę chwilę długi wiek
Czekał każdy z
nas!
Szczyt wyłania się
zza chmur
Nasz wierzchołek
jest tuż-tuż!
Gdy do ciebie
wrócę z gór,
Zaśniesz przy mnie już!
|
|
Znawca
zauważy, że tłumaczenie pierwsze, tj. piosenki Wierszina jest niepełne. Brak
kilku zwrotek. Przyczyną jest to, że są mi one obce „ideologicznie”. Idąc za
rosyjskim stylem zdobywania gór, Wysocki widzi w górach przeciwnika, z którym
się walczy, jak z wrogiem na wojnie. Nie byłem nigdy alpinistą, ale taki sposób
widzenia jest mi obcy. Do gór żywię pozytywne uczucie, nie chcę nadużywać słowa
„kocham”, ale są mi po prostu bliskie.
Na temat
interpretacji słów drugiej piosenki, przywiezionej około 1970 roku z Kaukazu,
kłóciłem się ostro z jej wykonawcą klubowym, choć rzecz poszła tylko o jedną
linijkę, przedostatnią. Dla mnie rosyjski tekst było opowieścią alpinisty,
który śpi pod szczytem, o którego zdobyciu marzył od lat ... i jednocześnie
marzy o ukochanej. Nie ma konfliktu między tymi marzeniami. Wróci z gór do
niej, być może już nie pójdzie w wysokie góry, ale to nie jest już tak ważne.
Ważna jest ta ukochana. Tymczasem wykonawca wyszydził taki punkt widzenia. „Ja
miałem wiele kobiet, ale góry były zawsze ważniejsze i nigdy nie chciałem z
nich wracać do kogoś”. Zagroził, że takiego tekstu nie zaśpiewa. Zmieniłem więc
na „Już niedługo wrócę z gór”, co wykonawca jeszcze udramatyzował na „Jeśli
cało wrócę z gór” i udźwięczniając (jak to na Śląsku) „ś” , tak zaśpiewał.
Wracam do
samoanalizy. Kilkanaście tekstów powstało jako naśladowanie oryginału, byle
było inaczej, tak samo dowcipnie, lecz o górach. Do przekazania jakichś
głębszych treści nie pretendują. Przytaczam dwa; oparte na tekstach Jeremiego
Przybory do muzyki Jerzego Wasowskiego („Starsi Panowie”).
Jeżeli łoić, jeżeli łoić, jeżeli łoić,
jeżeli łoić, to nie indywidualnie.
Jeżeli łoić, to tylko we dwóch!
Czy się łagodnie wspinasz czy już ekstremalnie,
niech żywy partner towarzyszy ci, nie
duch!
Bo łojantom samotnym coś się we łbie
zmienia,
Źle funkcjonuje w mózgu jakiś zwój.
Ty na swą miarę skrój partnera do łojenia!
Z nim w góry pruj – i z mozołem z nim łój.
I społem i z mozołem z nim pruj – i łój.
Bo kiedy spadniesz na piargi w południe
łojancie głupi, łojancie solowy –
To po dolinie coś tylko zadudni
I góry … masz z głowy.
Jeżeli łoić, jeżeli łoić, jeżeli
łoić...,
to nie solowo, na to nie ma zezwolenia.
W samotny z górą nie puszczaj się bój!
Ty na swą miarę skrój partnera do łojenia!
Z nim w góry pruj – i z mozołem z nim łój.
I społem i z mozołem z nim pruj – i łój.
Sam jeden w bój, jak zbój, ty z górą iść
nie próbuj.
Lecz gdy ją łoi bogaty twój wuj –
Swe szczęście kuj i nie krzycz „stój,
wuju”,
I losu nie psuj; mów: „wuju mój, łój”.
I nie psuj, kuj, i nie krzycz „stój” lecz
wołaj: „Łój, wuj!”
I nie psuj, kuj, i nie krzycz „stój” lecz
wołaj: „Łój, wuj!”
Wuj! Łój!
|
|
Tango Karb
Już, gdy podchodzę na Mały Kościelec,
To rozkosz wielką przeczuwam
w mym ciele.
Lecz nim to ciało stanie na
przełęczy,
To jęczy się i męczy; lecz
dusza jest w tęczy!
A kiedy błękit jest już nad
górami,
To z mojej duszy wypełza
dynamit.
I nad Gąsienicowymi Stawami
Płyną natchnione, pełne
szczęścia, słowa me:
Karbie, skarbie, lubię leżeć
na twym skalnym garbie.
W skale, stale!
Wcale ja nie muszę w miękkim
żyć!
Ech,
granit, z grani,
Niechaj
ciało me omdlałe rani !
Kłucie w
bucie, chucie – ja zwalczę
by na
Tobie, Karbie, być!
A kiedy
schodzę już do Zielonego,
Odwracam oczy
i patrzę na Niego.
Choć ciało
zeszło przecież już z przełęczy,
To dusza
się mi męczy i tylko tak jęczy:
Ach, czemuż
niebo pokryte chmurami,
Za chwilę w
sercu wybuchnie dynamit.
Więc nad
Gąsienicowymi Stawami
Dusza mi
śpiewa cicho, cicho słowa
Karbie,
skarbie … itd.
|
|
Ale tekst o Karbie nie jest tylko naśladowaniem
„Kiedy ujrzałam go w knajpie Pod Knotem”. Jest w nim nawiązanie do niesamowitego
uroku tej przecież łatwiutkiej wycieczki tatrzańskiej. Być może patrzę na nią
oczami mojej wtedy 12-letniej córki, która na Małym Kościelcu oświadczyła, że
nigdy w życiu nie myślała, że zobaczy coś równie pięknego. Zresztą, tym się
dostroiła i do moich wrażeń, jakie miałem w tym szczęśliwym wieku.
I tu przechodzimy do zasadniczego typu tekstów,
moich tekstów, jakie „napisały mi się”. Przy powtórnym czytaniu przypomniało
mi się to dobrze. Są to teksty nawiązujące do konkretnego zdarzenia, do konkretnej
sytuacji, wrażenia, ulotnej chwili. Nie musi to być chwila ważna, zdarzenie
dramatyczne a przygoda niesamowita. Nie. Wręcz przeciwnie. Im drobniejsza, tym lepsza.
Przykład pierwszy jest niemal dosłownym opisem… zbitki dwóch podobnych
momentów. Wiedzieliśmy, że to nasz ostatni dzień w górach. Ze Staszkiem
chodziliśmy po Tatrach i Gorcach razem od dzieciństwa. Teraz przeczuwaliśmy,
jak wiele zmieni się w naszym życiu w nadchodzącym roku. Już weszliśmy w
dorosłość. Pogoda, która do południa była piękna, teraz zaczęła się psuć.
Schodziliśmy żlebem Kulczyńskiego. Za nami była Orla Perć od Krzyżnego, z
podejściem z Zakopanego. Kondycja znakomita. Żal, okropny żal, że trzeba
wyjeżdżać. Mieliśmy jakieś resztki jedzenia, piliśmy dużo wody ze źródełek.
Czarny Staw był „pod stopami”, stamtąd już blisko do domu.
I
już nie poszedłem z tym przyjacielem w góry. Druga część tekstu to tylko
marzenie. Tekst ma i inny „podtekst”. Opowiada o moim bracie, Adamie. Ale o tym
nie napiszę.
Stromym żlebem,
Stromym żlebem,
Schodziliśmy, przyjacielu, w
końcu dnia.
Stromym żlebem,
Stromym żlebem,
Podchodziła ku nam z dołu
mokra mgła.
Ciemnym chlebem,
Ciemnym chlebem,
Dzieliliśmy się, jak bracia
pół na pół.
Stromym żlebem,
Ciemnym żlebem,
Ścieżka nas w nieznaną
przyszłość wiodła w dół.
Stromym żlebem,
Stromym żlebem,
Popatrz, jaki to upłynął
czasu szmat!
Jasnym niebem, ciemnym
niebem,
Tak na zmianę bywał dla nas
cały świat.
Zwykłym chlebem,
Zwykłym chlebem,
Podzielimy dzisiaj się jak z
bratem brat.
Stromym żlebem,
Naszym żlebem,
Podejdziemy razem jak za
dawnych lat.
Stromym żlebem,
Naszym żlebem,
Podejdziemy razem jak za
dawnych lat.
|
|
Krótka jest historia powstawania tego tekstu. Z
Elą i Basią szliśmy w 2010 roku z Kir na Halę Ornak. Trochę mżyło. „A jest taka
melodia białoruska Biełym sniegom – może byś „pod nią” ułożył słowa dla
nas?” zapytała Ela. „Proszę bardzo”, odrzekłem … i na Hali Ornak piosenka była gotowa.
Piosenka „w
dolinie Rohackiej” to też najprawdziwsza prawda. Cisza gór, łamiący ją świstak,
leżący w trawie kamień. Wracałem doliną Spaloną do Rohackich Wodospadów z
pięknej graniówki grzbietem Salatyńskiego Wierchu. Byłem bardzo zmęczony, choć
już w jakiej-takiej formie po dwóch tygodniach w górach. Wtedy organizm
wytwarza na własne potrzeby coś jak narkotyk. Może dlatego przemawia wtedy do
nas piękno gór?
Czy ktoś z was w Rohackiej
był dolinie?
We mnie jeszcze jej uroda
tkwi.
I jeżeli wena na mnie
spłynie,
Powiem, co się tam zdarzyło
mi.
Zobaczyłem
kamień, leżał w trawie.
Zwykły, lecz mnie coś urzekło w nim.
Wezmę i pamiątkę sobie sprawię,
I na biurku będzie w domu
mym.
A wkoło trwała ciepła cisza gór.
Na błękitnym niebie trochę białych chmur.
Każdy
z was zapewne chwilę taką miał.
Czasem
tylko świstak ją zakłócić śmiał.
Dla kamienia to niewiele
znaczy,
Lecz wyczułem niemy jego
żal.
„Jak to, nie zobaczę już Rohaczy,
Nie powrócę do tatrzańskich
hal?”
Pomyślałem, że
to wykluczone,
Żeby
kamień to do serca brał,
A on
szepnął do mnie: „Znajdź mi żonę,
Żebym z
nią na biurku twoim stał!
Żeby
w niej trwała wciąż muzyka gór,
Cały
ten Vivaldi czterech roku pór,
Żebyśmy
mogli mocno tulić się,
A jej ciepły granit by ogrzewał mnie.”
Gdy po kilku dniach na grani
Bystrej,
Obły kamień ku mnie z góry
spadł,
Pomyślałem, że to oczywiste,
Niech się toczą razem przez
ten świat.
Niech ich
połączy ciepła cisza gór.
Niechaj ślub
jesienią da im halny wiatr.
I niech
kamyczków nam przysporzą wór.
My je zaniesiemy
potem znów do Tatr!
|
|
I tu
uświadomiłem sobie kolejną cechę moich tekstów dla Starej Roboty. Mówiąc
dokładniej, zwróciła mi na to uwagę Ania, a ja się zgodziłem. Często
personifikuję góry. Przychodzą do mnie, domagają się uczuć. Kamienie mają
dusze. Ania to wytknęła jako wadę i pewne przekłamanie. „Góry są jak pogańskie
bóstwa – zimne, wyniosłe i dalekie” – tak napisała. Zgadzam się - to oczywista
prawda, że góry to tylko kawałek krajobrazu i że pojęcie piękna pochodzi od
ludzi. Więcej: od ludzi konkretnej epoki. To prawda, ale rozumując
konsekwentnie, piosenek by można w ogóle nie pisać. Po co się męczyć ze
śpiewaniem? Powiedzieć normalnie, o co chodzi.
A oto przykład.
Bohaterem piosenki jest mój dobry znajomy. On pracuje stale na Zawracie.
Melodia – to jedna z moich ulubionych. Moskwa-Odessa Wysockiego.
Przedstawię się, bo pewnie
mnie nie znacie,
Choć ja was wszystkich
przecież dobrze znam.
Ja drogowskazem jestem, z
tabliczkami, na Zawracie.
Od wielu lat się przypatruję
wam.
Gdy
orientacji ci stosownej brak,
Kiedy,
turysto, staniesz na przełęczy,
Spójrz na mnie. Jestem tutaj. Ja, Twój
znak,
Co za
kierunek dalszej drogi ręczy.
Mam cztery ręce. Są tu
cztery ścieżki.
Każdy turysta w inną stronę
chce.
Świnica albo Kozi i w doliny
dwie przebieżki.
I każdy tu o radę prosi
mnie.
Wśród gości
społeczeństwa przekrój mam.
Chociaż
najwięcej trafia się studentów.
Ilu artystów,
sławnych ludzi, dam,
I profesorów,
i społecznych mętów!
Są urzędnicy tu na
delegacji,
Informatyków często bywa
tłum.
Na inżynierów patrzę,
biznesmenów po libacji,
I jednostajny słyszę butów
szum.
Lutowy tu
mnie często ścina mróz,
I pełno
śniegu w Zawratowym Żlebie.
Lecz jakże
jasno świeci Wielki Wóz,
I księżyc w
kwadrze na bezchmurnym niebie.
Był mnich buddyjski, ksiądz
i poetessa -
Bo tu przychodzą przybywają
tu,
Był noworodek szwedzki, co w
matczyną pierś się wessał,
I pani, co dożywa już lat
stu.
Oświadczyn tu
widziałem setki już,
I materiałów
wiele do rozwodu.
Zachwytów,
przysiąg, łez i, cóż,
Tego
przykrego ludzkich uczuć chłodu.
Doktorat mogę zrobić z
socjologii,
Habilitacji mam już chyba
ćwierć.
Lecz tkwię od tylu lat w tej
swojej tetralogii:
Świnica, Stawy, Kozi, Orla
Perć.
Więc chociaż
będzie trudno rozstać się
Z Tatrami
mymi na bezchmurnym niebie,
W dolinę
Cichą już na rentę chcę!
Tam więcej
czasu będę mieć dla siebie.
|
|
Zaufaj
pogodzie (wg Okudżawy)
Zaufaj pogodzie, gdy deszcze
trzydniowe zapowie tv.
Zaufaj,
gdy w chłodzie potoki się wody poleją ze skał.
Zaufaj i
uwierz, że wkrótce słoneczny nastanie tu świt -
bo
przecież ty umiesz radować się życiem,
gdy
wejdziesz na szczyt!
Bo
przecież Ty w pełni żyć możesz naprawdę,
gdy masz
już ten szczyt!
Uczyłyście
góry wspinaczki przez życie,
gdzie
radość, gdzie strach!
Dziś
wiemy już, który
szlak
wybrać nam było w minionych tych dniach.
I wciąż
powracamy,
lecz
tylko to jedno zajmuje wciąż nas.
To,
kiedy zejdziemy z Elbrusa
do bazy
ostatni
już raz,
To kiedy
zejdziemy z Mięguszy do Moka
ostatni
już raz.
I wciąż
powracamy, lecz tylko to jedno zajmuje wciąż nas.
To,
kiedy wrócimy z Zawratu na Halę ostatni już raz.
To,
kiedy przyjdziemy z doliny Strążyskiej ostatni już raz!
|
|
I wreszcie piosenki, w których chodzi o jakiś
dowcip, żeby słuchacz uśmiechnął się. Oczywiście mówimy o „dowcipie
intelektualnym”, a nie o mało wybrednych „kawałach” na tematy m.-d. Lubię opisywać
sytuacje z lekka absurdalne, ale z daleka od prymitywnych wygłupów Jasia
Fasoli. To trudna sztuka: jak wydobyć komizm całej sytuacji.
Spotkałem kozicę raz w dolinie.
Godzinę spędziliśmy przy winie.
A potem na skałce tuż przy
szlaku.
Butelkę suszyliśmy koniaku.
Pogoda popsuła się nam wkrótce.
Z kozicą trzasnęliśmy po wódce.
Zielona rozchwiała się kosówka,
Gdy w głowach szumiała nam żubrówka.
A wreszcie, by zdrowie pić kozicy,
Wyjąłem piersiówkę śliwowicy.
I wtedy kozica tak mi powi:
„Hej, w mordę dam zaraz
niedźwiedziowi!”
Wtem niedźwiedź wyłazi
wprost zza krzaka
Kozica wnet daje w dół
drapaka.
Zawarłem znajomość z tym
niedźwiedziem.
W szpitalu dziś na chirurgii
leżę.
Morałem ja takim was
zaszczycę:
Do picia
weź misia, nie kozicę!
|
|
Na przeciwnym biegunie umieściłbym piosenki
nastrojowe, mówiące najczęściej o pożegnaniach. Zauważyłem w nich silną cechę
charakterystyczną: zawsze mi „jakoś tak” się pisało o wspólnym pobycie, o byciu
w górach wśród przyjaciół, z kimś, a nie samotnym. Takich tekstów jest
znacznie więcej niż o samotności. Nie ma natomiast tekstów o powitaniach,
radości z powitań. A to przecież też piękne. Widok na przybliżające się Tatry.
To błąd. Naprawię. A nie, przepraszam, jest co najmniej jedna taka piosenka.
Takiej radosnej wycieczki dawno nie miałem. Późno, bo dopiero o ósmej na Zwierówce
(ale trzeba było przyjechać z Kościeliska). I potem
(melodia: „Pod śliwką”, muz. Andrzej Zieliński) Wykonanie, np. Łucji Prus: http://www.youtube.com/watch?v=ouUw8fbcju4
Ósma rano na Zwierówce, jeszcze chłodny cień, Jestem pewien, że przede mną piękny górski dzień. Słońce, błękit, zieleń, spokój, wiatr łagodny dmucha. Nie dokuczy mi dziś deszczyk ani duszny upał. Idę sobie raźno drogą, cóż, że asfaltowa. Po godzinie z hakiem napis „chata Tatliakova”. La, la, la, la, … Tu posiedzę sobie chwilkę, ciepłe zjem haluszki, I już wiem, że mnie w opiekę wzięły dobre duszki. Ścieżka wije się w kosówkach, witam się z Rakoniem. Tyle piękna nie zobaczy nawet król w koronie! La, la, la, la, … Dusza szepcze „na Wołowiec", więc za głosem duszy Idę grzbietem i tak myślę, co mnie jeszcze wzruszy. Znowu Rakoń, Długi Upłaz, Grześ, to znaczy Lučna, Schodzę łąką i trwa dalej ma duchowa uczta. La, la, la, la… Z prawej strony Osobita, grań Rohaczy z lewa; Stok łagodny, trawa, kwiaty, a dusza mi śpiewa. Las świerkowy, stroma ścieżka, strumyk z boku ciurka, Nad Brestową się pojawia przedwieczorna chmurka. La, la, la, la, … Wreszcie TANAP mi obwieszcza: tu Zadná Látaná, Zimnym piwem mnie powitasz, Zwierówko kochana! La, la la la…
|
|
Prześpiewane
piosenki
Prześpiewane piosenki -
Na rozstanie już czas.
Jeszcze szukam twej ręki,
Jeszcze szumi nam las.
Wiatr świerkami kołysze
I upaja jak rum.
Kiedy jeszcze usłyszę
Najpiękniejszy ten szum?
Prześpiewane ballady,
W ogień wbijasz swój wzrok.
Mówisz, że nie ma rady,
Że wrócimy
za rok.
Szemrze strumyk na hali,
I ognisko się tli;
Szczyty stoją w oddali,
Nasza góra już śpi.
Prześpiewane refreny,
Żal nam będzie stąd iść.
Wszystko, co dziś powiemy,
Jutro będzie, jak liść.
Ale chwile wracają.
Powiesz mi wiele słów.
Przecież góry czekają,
Z tobą będę tu znów.
|
|
Następną piosenkę, opartą na melodii Martwe liście
napisałem dla upamiętnienia dorocznego rytuału: wchodzenia w noc sylwestrową z
doliny Chochołowskiej na przełęcz Bobrowiecką. Piosenka jest dla mnie smutna,
bo wiąże się z odchodzeniem przyjaciół, którzy byli na jednym Sylwestrze, a już
nie było ich na nastepnych... Ale jest i radosna, bo wejście na Grzesia jest od
lat pierwszą wycieczką, jaką robię w Tatrach. No dobrze, drugą. Pierwsza jest
na Przysłop Miętusi przez Staników Żleb.
Spójrz, blisko już i
będziemy tam znów.
Szczyty w północnej schowały
się mgle.
Nic nie mówimy, brakuje nam
słów.
Góry znajome, zastygłe we
śnie.
Wiosna krokusów oddała nam
skarb.
Latem żywiczny był las.
Te pastelowe jesienne sto
barw
Weź, bo to jeszcze tkwi w
nas.
Dziś wszystko pod śniegiem
schowane.
Mróz i gałązki gdzieś
trzask.
I stoki w księżycu skąpane
I nocy, i nocy tej blask.
Bo oto już
Bije dwunasta.
Z tych krótkich chwil
Się składa czas.
Przed chwilą rok
Nam nowy nastał.
Co on nam da?
Czy zadrwi z nas?
Niewiadoma iks się pokaże.
Ciągniemy los zza białych
chmur.
Ja to wiem, najmilsza, lecz
tak marzę,
By znów razem być pośród
gór.
|
|
I wreszcie piosenki o nas, wchodzących w trzeci
wiek, a niekiedy to już mocno w nich zakotwiczonych. Z tego gatunku wybrałem
dwie. Pierwsza to o naszych górach – i o nas w nich - na melodię geologów
rosyjskich, Apatit. Druga jest autorstwa Elżbiety Wojnowskiej. Jądro
sedna. Nic dodać, nic ująć.
W Polsce jest dużo gór,
Od Bieszczadów po Sudety.
Ścieżek w nich cały sznur.
Znać chcieliśmy ich sekrety.
Wszędzie wleźć, wszędzie być.
Na wierzchołku każdym stać.
Tak pragnęliśmy te góry
Znać.
W Tatrach znać każdy szlak,
Każdą halę, wszystkie stawy.
Godzinami patrzeć, jak
Spada woda spod Siklawy.
Każdą przełęcz, każdy żleb,
By nie zlecieć tam na łeb,
Znać jak zwykły nasz powszedni
Chleb.
Gorce zleźć wszerz i wzdłuż.
Znaleźć halę pod Kudłoniem,
Gdzie jagody, czarne już,
Fioletowo barwią dłonie.
Te borówki garścią rwać.
Garścią je, jak życie brać.
Tak myśleliśmy, że będzie
Trwać
Świat już ma wiele miejsc,
W których jesteś zakochany.
Chciałbyś je
w poprzek przejść -
Pireneje czy Gorgany.
Możesz je z talii brać,
Jak na giełdzie nimi grać…
Byle sił starczyło,
sia go
mać.
W świecie jest szczytów sto,
Może nawet sto tysięcy.
Zliczyć, a wyjdzie to,
Że ich jeszcze będzie więcej.
Chrypiał nasz wielki bard,
Że szczyt nowy więcej wart.
Czy to tylko taki barda
Żart?
Mamy dziś tyle lat,
Ile mamy. Bez gadania.
I nie składa się nasz świat
Z gór wysokich zdobywania.
Ale wiemy, co tu kryć,
Warto było tyle żyć,
Żeby w górach tak po prostu być.
|
|
I, jako swoista coda, wspomniana przed chwilą
piosenka Eli Wojnowskiej o nas samych. Melodia oparta jest na piosence Серега
Санин, której autorem jest Юрий
Визбор. Poczuwam się do pewnego wkładu w
proces jej powstawania. Otóż właśnie Ela pokazał oryginalną piosenkę Vizbora,
a mnie szybko przyszedł do głowy pomysł na tekst pod tę melodię (nie
tłumaczenie!). „Ach, rzeczywiście”, powiedziała Elżbieta, „gdy to powiedziałeś,
to ja sobie uświadomiłam, że to jest właśnie ta melodia, której szukałam, na
której oprę piosenkę, która od wielu lat mi chodzi po głowie.” I po trzech
dniach przyszła z takim tekstem, o niebo lepszym od mojego (M.Sz.).
Przesadnie piękni nie
jesteśmy, ani młodzi,
To nic nie szkodzi! Nie o to
chodzi!
I nie jest ważne, jak nam w
życiu się powodzi,
Bo mamy coś, co zawsze nam
dodaje sił.
Choć każdy inaczej
Przeżywa swój czas,
To w górach i w chacie
Odpocznie wśród nas.
Przepadasz latami,
Pojawiasz się znów…
Przychodzisz – Witamy!
Odchodzisz – Bądź zdrów!
Szeroka grań, doliny cień,
piarżyste stoki,
Ten wierch wysoki i te
widoki…
Spokojnym rytmem niosą nas
miarowe kroki…
Takiego
czasu nie zastąpi nic.
Gdzieś spada nieszczęście.
Ktoś znika bez słów.
Zostanie w pamięci…
Spotkamy się znów…
Idziemy, wracamy,
Śnieg, słońce czy deszcz…
Wychodzisz – czekamy,
Przychodzisz – no, cześć!
Pamiętasz może pierwsze z
nami gdzieś spotkanie –
Las czy śpiewanie - czy
górskie granie…
Nie przypuszczałeś, że na
lata to zostanie,
Że właśnie wtedy coś ważnego
dał ci los…
Na zboczach Krywania,
Czy leśny ten szlak,
Klubowe spotkania –
I dobrze jest tak…
Upadki i szramy
Tak łatwiej jest znieść…
Wychodzisz – czekamy,
Przychodzisz – no, cześć!
Upadki i szramy
Tak łatwiej jest znieść…
Wychodzisz – czekamy,
Przychodzisz
– no, cześć!
|
|
* * *
Dwudziesty Piąty
Występ
Zespołu
Stołecznego Klubu Tatrzańskiego
STARA ROBOTA
Sprawozdanie &
refleksje
Z okazji
dwudziestego piątego występu naszego zespołu chciałbym (ja, Michał Szurek)
złożyć coś w rodzaju sprawozdania.
A zatem, jak
się rzekło, 2 czerwca 2016 roku odbył
się w siedzibie Klubu kolejny, umownie licząc (dlaczego umownie –
wyjaśnienie dalej) dwudziesty piąty, występ zespołu Stara Robota. Około
połowy występów to przedstawienia oryginalne, druga połowa to powtórzenia. Lista
jest poniżej. Zespół działa w ramach Stołecznego Klubu Tatrzańskiego PTTK i
składa się obecnie z 12 osób,
„STARA ROBOTA” występ z czerwca
2016 r.
od lewej: Katarzyna Kozłowska, Maria Grochowalska, Krystyna Dolebska, Alina Wrońska, Irena Kozłowska, Ewa Chałasińska, Barbara Kaczarowska, Michał Szurek, Krystyna Krasińska, Wojciech Wojtyński, Tadeusz Guranowski, Maciej Kostrzembski,
Trudno
jednoznacznie określić, czym jest zespół. Na pewno ani chórem, ani ensemblem
tanecznym. Po prostu sobie śpiewamy i deklamujemy wiersze, dzieląc się ze
słuchaczami swoimi przeżyciami górskimi – okazuje się, że porozumienie z
publicznością mamy pełne. Uważamy, że prezentujemy wysoki poziom… w takiej
kategorii, na jaką nas stać. Nie w żadnej innej.
Odróżniamy się
od podobnych zespołów w innych klubach górskich samym istnieniem. W innych
klubach górskich po prostu nie ma takich zespołów, jak nasz. I tak po pierwsze
nasza średnia wieku to 60++, dokładniejsze dane są ściśle strzeżone. Po
drugie: używamy niemal wyłącznie tekstów oryginalnych, to znaczy takich, które
ja (Michał Szurek) piszę na nasze potrzeby. Staram się opisywać góry tak, jak
je widzę i widziałem od wielu lat. Staram się oddawać własne przeżycia – i
okazuje się najczęściej, że cały Zespół też tak przeżywa.
Nie uprawiamy
już wspinaczki ani turystyki wysokogórskiej i trzeba to sobie bez rozdzierania
szat powiedzieć, jak również przyjąć do wiadomości, że wspinaczkę skalną
uprawiają obecnie już tylko bardzo nieliczni członkowie Klubu. Wyjeżdżają
natomiast w inne góry, nawet wysokie – ale nie są to wyjazdy alpinistyczne. Z
kolei wśród naszych nowych słuchaczy coraz częściej zdarzają się ludzi,
którzy nie wiedzą nawet o istnieniu doliny Starorobociańskiej, za to sądzą, że
najwyższym szczytem Tatr są Rysy. Zmienia się model turystyki, również
tatrzańskiej. To wszystko wpływa na nasz repertuar. Będziemy jednak śpiewać o
górach, i wszystkim, co się może z tym wiązać. Do innego stylu trudno będzie
nam się zmusić. A na ile nam starczy sił – zobaczymy.
* * *
Stara Robota znowu bierze trzy nagrody za jeden występ (2017)
Autorem tej autoreklamy jestem ja, czyli Michał Szurek. Ostatecznie wiem najlepiej, co się działo. W poprzednim, tj. 2016 roku, wzięliśmy udział w Ogólnopolskim Przeglądzie Twórczości Artystycznej Seniorów we Włocławku. Otrzymaliśmy tam drugą nagrodę, a Tadeusz Guranowski i ja – wyróżnienia za interpretację / teksty. W tym roku wystartowaliśmy w Juwenaliach III wieku w Warszawie. Według określenia organizatorów, liczba uczestników była gigantyczna. Na gali zakończeniowej w kinie Palladium tłok był bodaj taki, jak w „rzeźni” – nocnym pociągu osobowym do Zakopanego.
Wystąpiliśmy w bardzo okrojonym składzie: wyłącznie Tadeusz i ja (+ Irena Kozłowska na jedną piosenkę). Dlatego na początku określiliśmy się jako „Kabaret Starszych Panów”, oczywiście gęsto tłumacząc się i wyjaśniając, że sama myśl, że możemy się porównywać z …, jest lekko bezczelna, ale mimo to postanowiliśmy wystawić … się na krytykę. Tadeusz śpiewał nasze starorobociańskie standardy, ja w roli Basi miałem na pieczy słowo wiążące. Dostaliśmy na gorąco entuzjastyczne komentarze jurorów – bo choć jeden z nich powiedział „stara partaninka”, to z kontekstu było jasne, że rozumie to drugie słowo jako odmianę „Panteon”.
Do rzeczy i poważniej. Dostaliśmy drugą nagrodę (na 13 zespołów). Problem z nami, z oceną naszych występów, polega wyraźnie na tym, że nie mieścimy się jurorom w żadnych ramkach – przyzwyczajeni są do piosenek biesiadnych, ewentualnie ludowych (niekiedy te kategorie się pokrywają) skeczów na temat „emerytura za mała”, dowcipów o policjantach, księżach i politykach i wulgaryzmów jako bon motów. U nas tego nie ma, ale … może nie będę wyliczał naszych niedoróbek, które widzę. Może tylko jedna obserwacja: byliśmy naprawdę dwuosobowym kabaretem (z dodatkiem jak wyżej), niezbyt „ruchawym” na scenie.
Dostaliśmy zatem bezpieczną drugą nagrodę. Dwie pozostałe nagrody, wymienione w tytule sprawozdania to tym razem dla mnie. Pierwsza nagroda za twórczość poetycką i tylko wyróżnienie za prozę.
Na koniec rzecz bardzo, bardzo istotna. Można powiedzieć, że tegoroczne nagrody należą tylko Tadeuszowi i mnie. Wszak Tadek śpiewał, wszak teksty pisałem ja (aha, na występie robiłem jeszcze stosowne miny). Tak, ale to wszystko wyrosło nam z działalności całego zespołu, z atmosfery naszych środowo-piątkowych spotkań. Pomysły na piosenki wysuwali chyba wszyscy, prawie każdy proponował drobne zmiany, poprawki i udoskonalenia. Kochani: czujcie się współnagrodzeni.
W tym roku w zespole byli (alfabetycznie według imion): Alina Wrońska, Barbara Kaczarowska, Ewa Chałasińska, Irena Kozłowska, Katarzyna Kozłowska, Krystyna Dolebska, Krystyna Krasińska, Maciej Kostrzembski, Maria Grochowalska, Michał Szurek, Tadeusz Guranowski, Włodzimierz Tymowski, Wojciech Wojtyński.
A do członków zespołu: dziękujemy sobie nawzajem. Michał
Wiosną halne wieją –
śniegi tają…
czy nas górskie wiatry pamiętają?
Oto lista występów Zespołu. Najpierw występy pełne, 50-90 minutowe, w
dużym składzie:
1.
23 kwietnia 2003 (jako „Baranie Rogi”), z okazji
50-lecia Stołecznego Klubu Tatrzańskiego.
2.
11 grudnia 2008 (w Klubie)
3.
26 marca 2009 „Bo w górach jest ładnie”
4.
24 kwietnia 2010 (Sulejówek)
5.
5 maja 2010 (z okazji Zjazdu Klubów Górskich)
6.
8 maja 2010 (w chacie w Puszczy Kampinoskiej)
7.
12 maja 2011 ( w Klubie)
8.
26 kwietnia 2012 „Miesiąc w górach”
9.
20 października 2012 w Podkowie Leśnej (willa
Aida)
10. 6 listopada 2012 w Klubie Garnizonowym
11. 27 stycznia 2013 w klubie „Południku Zero”
12. 9 maja 2013 w Resursie („60-lecie SKT”)
13. 13 czerwca 2013 w Resursie („60-lecie SKT”)
14. 16 września 2013 (AWF)
15. 21 października 2013, Zjazd PTTK
16. 20 listopada 2014, Klub PTTK na Siekierkach
17. 22 maja 2014, „Siedzieliśmy na Mnichu”
18. 8 lutego 2014 w „Południku Zero”
19. 4 grudnia 2014, „Siedzieliśmy na Mnichu”
20. 8 lutego 2015, „Kalinowe Serce”
21. 16 kwietnia 2015, „Hej, kosówko zielona”
22. 27 września 2015, „Kalinowe Serce”, wieczór
poświęcony pamięci księdza Tischnera.
23. 10 grudnia 2015 („I będzie pięknie”)
24. 21 kwietnia 2016 („Na prawo szczyt, na lewo
wierch”)
25. 2 czerwca 2016 („Na prawo szczyt, na lewo
wierch”)
Wspomniana w drugim akapicie umowność bierze
się z tego, że liczymy tylko występy o pełnej długości (50 - 90 minut). Inne
występy (krótsze lub specjalnego charakteru) i inna działalność zespołu i jego
członków to między innymi
1.
Występ w kawiarni w Łomiankach (czerwiec 2013 r.)
2.
Cztery występy w Domu Lekarza-Seniora
(2012-2016)
3.
Wieczór tischnerowski w „Kalinowym Sercu”, 26
września 2015 r.
4.
Występ w Mazowieckim
Instytucie Kultury 3 II 16 i otrzymanie nominacji do Ogólnopolskiego Przeglądu
Działalności Artystycznej Seniorów (Bydgoszcz, jesień 2016)
Występy
indywidualne Tadeusza Guranowskiego:
5.
Występ w bibliotece osiedlowej na Żoliborzu,
maj 2014.
6.
Recital „moje spotkanie z balladą”, w Kalinowym
Sercu 24 VIII 14
7.
Recital w Mazowieckim Instytucie Kultury 17 II
15
8.
wystawa fotograficzna w Mazowieckim Instytucie
Kultury od 9 do 16 V 16
Inne
indywidualne:
9.
Irena Kozłowska – ballady cygańskie, w domu
Lekarza-Seniora i w Kalinowym Sercu (maj 2016)
10. Wielokrotna prezentacja (wyk. Krystyna Dolebska)
naszych piosenek górskich na Zlotach Seniorów w Morskim Oku.
`
Nagrody i wyróżnienia:
Trzykrotne zdobycie nagród (pierwsze i drugie) na
Juvenaliach III wieku za piosenki solo i w duecie (Tadeusz Guranowski, Krystyna
Krasińska) oraz za fotografie (2013, 2014, 2015).
Zdobycie przez Tadeusza Guranowskiego 2 miejsca
w konkursie warszawskim jako aktywnego seniora między innymi za działalność ze
Starą Robotą (2015).
Zdobycie (przez Tadeusza Guranowskiego) nagrody
jako laureat w Ogólnopolskim Konkursie "Rok dla Klimatu" za
fotografię z Alp Południowych w Nowej Zelandii (2016).
Publikacje:
Tomiki wierszy Michała Szurka „Stromym żlebem” (2012) ,
„Kolory Gór” (2013), oraz „I będzie pięknie” (2015)
Wreszcie, last but not least, za działalność w zespole,
Michał Szurek otrzymał odznaczenie Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego
„Zasłużony dla Kultury Polskiej” (2013) .
Zespół składa serdeczne podziękowanie Zarządowi Klubu za
wsparcie, a w szczególności Andrzejowi Szajewskiemu za wytrwałe nagrywanie
występów zespołu, co w niemały sposób przyczyniło się do propagowania
twórczości zespołu i jego sukcesów. Płytki z nagraniami są dostępne na
zamówienie. Lista wszystkich innych osób, które pomagały Zespołowi, była by bardzo
długa.
Zapraszamy na nasze kolejne występy!
Michał Szurek
linki do „STAREJ ROBOTY” na YOU TUBE
|