Kreta 1999 - Kamilari

(przedruk z "Wiadomości SKT" pod redakcją Michała Szurka, październik 1999r)

Czworo członków SKT (Krystyna Dolebska-Kaczarowska, Alina i Staszek Wrońscy i niżej podpisany) wybrało się w czerwcu (4-25) na Kretę i Cyklady. Pierwsze dwa tygodnie mieszkaliśmy na południu Krety w uroczym mini-miasteczku Kamilari, położonym na wysokim wzgórzu u stóp pasma Psiloritis w bezpośrednim sąsiedztwie słynnych ruin pałacu z epoki minojskiej w Festos i klasztoru Agia Triada. Naszymi gospodarzami, którzy natychmiast stali się też naszymi przyjaciółmi, byli Michalis Nikitakis i jego mama Anastazja wraz z ciotką Evanthią. Ich gościnność, charakterystyczna dla mieszkańców Krety (z wyjątkiem zatłoczonych resortów turystycznych) była wspaniała. Dzięki temu nie brakowało nam świeżych pomidorów i melonów z ogródka oraz pomarańczy i cytryn prosto z drzewa, nie wspominając o domowej oliwie i, od czasu do czasu, winie i miejscowej raki pędzonej z winogron. Byliśmy też zapraszani na rodzinne kolacje, co było okazją do spróbowania miejscowych przysmaków (pastitsio, skanakopitta, dolmares, musaka, ...).

Z tarasu domu mieliśmy piękny widok na blisko 2500 m góry, lecz temperatura powyżej 30°C nie zachęcała nas do wspinaczek - na to trzeba przyjechać na Kretę w maju lub listopadzie. Oczywiście chodziliśmy na odległą o ok. 3,5 km plażę (coś za coś - cena wieczornej ciszy i grania cykad zamiast ryku modnych dyskotek) w Kalamaki z idealnie czystą wodą i piaskiem, a także na nieco dalsze modne plaże w Matali i Kommos (to już skuterami!). Miłą niespodzianką, którą nam zrobił Michalis, była wizyta w świetnie i ze smakiem zaopatrzonym sklepie jubilerskim pani Joanny Kowalczyk - Polki mieszkającej od lat w Matali. Pani Joanna nie ustępowała gościnnością Kreteńczykom, dzięki czemu spróbowaliśmy świeżo zebranych i przyrządzonych przez nią pysznych ślimaków w sosie cebulowym. Polskie uprzedzenia do mięczaków znikły bez śladu po pierwszych smakowitych kęsach - nie tylko dzięki zimnej raki do popijania.

Jednakże niewiele było czasu na byczenie się na plaży - trzeba było pracowicie zwiedzać Kretę, minojskie zabytki (przede wszystkim pałace w Knossos i Festos, których wspaniałym uzupełnieniem jest niezwykle ciekawe Muzeum Archeologiczne w Heraklionie z imponującą kolekcją eksponatów z epoki) i górskie klasztory. Już na trzeci dzień wybraliśmy się samochodem na ponad stu-kilometrową okrężną trasę po górach i nadmorskich urwiskach - to była męska przygoda, zważywszy terenowe górskie i nadbrzeżne drogi wymagające dobrego opanowania kierownicy oraz brak, lub, w najlepszym razie, niekompletność drogowskazów (a po co? Miejscowi i tak wiedzą, a przybysze zawsze gdzieś trafią, nie zginą z głodu i pragnienia, to Kreta, a nie pustynia...). Odwiedziliśmy prawie zapomniany, zagubiony w górach klasztor Moni Odigitrias, jedliśmy świeżo złowione rybki w nadmorskiej tawernie w Kali Limenes, no i na zakończenie zmyliśmy zmęczenie pływając w ciepłym, ale nie za ciepłym i dzięki temu orzeźwiającym (o tej porze roku), morzu w Lendas. Oczywiście zeszliśmy z ponad 1200 m npm aż nad morze urokliwym, lesistym wąwozem Samaria, który przy końcu zwęża się do kilku metrów (niezmordowanym i nienasyconym klubowym entuzjastom wycieczek polecam ewentualnie podejście w temperaturze tylko nieco poniżej 40°C). Pojechaliśmy też przez Kourtaliotiko Gorge (Wąwóz Wiatrów) do starego monastyru Moni Preveli, położonego wysoko nad brzegiem morza.

Dotarliśmy również urozmaiconą górską trasą przez Ierapetrę (gdzie, wg. przewodnika, miejscowi mieszkańcy dbają o swoje pomidory, fasolę, melony i turystów - nasze wrażenie: dokładnie w tej kolejności) do wschodnich krańców wyspy - monastyru Moni Toplou i słynnej porośniętej palmami plaży w Vai, odznaczonej rodzajem medalu - specjalną błękitną flagą Wspólnoty Europejskiej za czystość wody i otoczenia i za troskę o środowisko. Wracaliśmy przez piękny modny kurort Agios Nikolaos, położony bardzo malowniczo nad zatoką z szerokimi plażami (ja jednak wolę Kamilari). W sumie przejechaliśmy po Krecie ponad 600 km - musicie przyznać, że to były bardzo pracowite wakacje. [przyp. Red. Przyznajemy, chapeaux bas!!]

W drodze powrotnej popłynęliśmy promem na Santorini, która to wyspa jest z wielkim prawdopodobieństwem szczątkami Atlantydy. W pocie czoła zdobyliśmy szczyt wulkanu na Nea Kameni (124 m npm - proszę nie wybrzydzać, to dokładnie od poziomu morza, ścieżka miejscami po ostrych odłamkach lawy, a o temperaturze już było!).

Redakcja wybrzydza! Kilka lat temu był taki jeden, co wszedł piechotą na Mount Everest startując od zera, tj. od oceanu. A sprawa jest poważniejsza – pierwsze pytania co to znaczy zdobyć szczyt zaczęto sobie zadawać z okazji Dhaulagiri 1960, kiedy to samolot wywoził uczestników na wysoką przełęcz (p. np. Adam Skoczylas, Biała Góra, Iskry 1965). Redakcja rozmawiała niedawno ze swoją przyjaciółką, która zdobyła ona Halę Łabowską (z Krynicy). Gdy Redakcja podziwiała, dziewczyna powiedziała wprost: Ech, przecież na Jaworzynę wjeżdża się kolejką! - zdobywając sobie tą szczerością uznanie Redakcji.

Sensacją było zwiedzanie położonego koło Akrotiri bezimiennego miasta z epoki minojskiej, czyli sprzed ponad 4000 lat. Miasto zostało zasypane i świetnie zakonserwowane popiołami podczas wybuchu wulkanu, który zniszczył coś ok. 4/5 wyspy, pozostawiając długą półksiężycowatą dzisiejszą Thirę, jak wyspę nazywają Grecy. Póki co, zaledwie 1/30 miasta jest odgrzebana bo brak funduszy (grecki KBN się kłania). A co się znajdzie za 100 lat - na kiedy zapraszała nas przewodniczka - gdy odgrzebią wszystko?! Chodziliśmy znakomicie zachowanymi uliczkami między ścianami domów sięgających gdzieniegdzie drugiego piętra, podziwiając wielkie i małe amfory, wanny (!), a nawet kibelki z bieżącą wodą do spłukiwania i umywalką (też bieżąca woda) do mycia rąk. Niby nic nadzwyczajnego, ale pomyślmy, że zbudowano to na ponad 2000 lat przed Pompeą...

Spokojny rejs po błękitnym morzu przez Ios, Naksos i Paros do Pireusu zakończył naszą letnią przygodę. Chętnym powtórzenia trasy i odwiedzenia Kamilari polecamy kontakt z Michalisem, listowny, lub też przez załączony adres do emaliowania. Dokładniejsze informacje o Kamilari i okolicy (nawet ze zdjęciami domu i wnętrza) znaleźć można na jego stronie WWW.

Michalis Nikitakis
Ambeliotisa Apartements
70200 Kamilari, Crete, Greece
Tel/Fax: +30 892 42690; mobil: 097-311130
e-mail: Ambeliotisa@nikitakis.mir.forthnet.gr
Strona WWW: http://phaistos.forthnet.gr/ambeliotisa/

Jeżeli się tam wybierzecie, nie będziecie żałować. Kreta czeka na SKT!

Giasas!

Sławek Kaczarowski