LAWINA
z „Dziennika” Ireny
19 marca 1993
Cały dzień przy
telefonie.
Wczoraj około dwunastej
lawina ze Sławkowskiego Szczytu zasypała całą szóstkę uczestników obozu SKT w
Dolinie Staroleśnej. Spod lawiny wyciągnięto Marysię, Anię
i Piotra i odwieziono do szpitala w Popradzie. Jurek Rowicki,
Jurek Murach i Zośka Klauznicer zginęli pod lawiną.
Ania ma
złamane pięć żeber i stan ciężki, Piotr jest na intensywnej terapii, stan jego
zdrowia jest krytyczny. Doznał wylewu krwi do mózgu. Marysia ma
najlżejsze obrażenia, ale nie ma pewności, czy nie ma złamanych ręki czy nogi.
I tą sprawą zajmowałam
się cały dzień.
20 marca
Stan Piotra bez zmian –
jest dalej nieprzytomny. Wiadomość poranna z Popradu od jego syna, Pawła.
Później wiadomości nie było. Nie było też żadnych informacji z Popradu o Ani i
Marysi, z tym, że mąż Ani tam pojechał, a mąż Marysi nie – nie ma paszportu.
Dziś w dalszym ciągu
sprawy organizacyjne. Andrzej (Pi.) razem z zięciem Jurka Rowickiego zajęli
się sprawą przewiezienia zwłok – znaleźli firmę (za 14 milionów złotych),
która zajmie się wszystkim i przywiezie je do Warszawy. W dalszym ciągu nie ma
kontaktu z nikim ze strony Zośki – włączyłam w te sprawy także
Hrabiego, on będzie jeszcze jutro próbował. Jeszcze jedno – w następny weekend
na Słowację prawdopodobnie pojadą Wiesiek (Sz.), Wojtek (Wo.), Andrzej
(Pi.) i może Szpot. Chodzi o zabranie plecaków ze „Zbójnickiej Chaty”.
Pozostają problemy finansowe, być może dość trudne.
22 marca
Kolejny dzień –
telefonów, rozmów, napięć…
Rano rozmowa z Marysią. Jest cała, zdrowa, pełna energii. Najpierw krótka rozmowa przerwana
pojawieniem się u niej Wieśka z wynikami naszej niedzielnej narady.
Potem godzinna rozmowa.
Jej relacja: poszli na
nieduży spacer w dniu dość marnej pogody.
Przedtem zrobili cały cykl ambitnych,
ciekawych wejść na szczyty: Świstowy, Jaworowa Grań (Marysia była na niektórych
wycieczkach, nie tych najostrzejszych). Zośka chodziła bardzo dobrze, widać
miała kondycję, no a umiejętności to przecież wspaniałe, pomimo nie najlepszego
zdrowia. W feralnym dniu, 18 marca, poszli po prostu na spacer na Przełęcz
Sławkowską…
Na tym skończę, bo były
kolejne liczne telefony (i znów telefon).
Jutro będę w domu, napiszę o
wszystkim.
23 marca
A dziś – od Piotra:
respirator zdjęty, oddycha sam. Przytomności nie odzyskał. A do tego
przyplątało się zapalenie płuc – to bardzo źle. Ale jeszcze do opanowania.
Hania przyjechała załatwiać sprawy szpitala – być może będzie to Szaserów. O
przewiezieniu go wojskowym samolotem (Zbyszek Sk..) mogą zdecydować nawet
jeszcze w tym tygodniu, choć nie oznacza to, że jest już dobrze.
George’a chowamy w
piątek, prawdopodobnie na Wólce Węglowej. Zośkę przewiezie się też tam i będzie
czekać na powrót z Indii Tomka Klauznicera.
24 marca
Jutro samolot wojskowy
przewiezie Piotra, a także Anię do szpitala na Szaserów. W
samolocie będzie zespół lekarzy z intensywnej terapii. Ten samolot miał lecieć
do Nowego Targu, ale TOPR chciał za „Sokoła” 15 baniek, więc Zbyszek się
wkurzył i załatwił samolot do Popradu. Niebywały on jest! Tak więc jutro
wszyscy będą w domu.
Jutro spotykamy się w
klubie. Marysia przyjdzie i zrobi coś w rodzaju konferencji prasowej, żeby
licznie zgromadzonym (tak myślę) jednorazowo wyjaśnić i opowiedzieć, jak było.
Poza tym liczę, że uzbieramy trochę grosza. Jeszcze jutro będę dzwoniła do paru
osób.
George będzie chowany w
piątek, a Jurek Rowicki w sobotę. Nie idę więc w sobotę do lasu. Pożegnam obu
chłopaków.
Wczoraj wyjechały dwa
samochody firmy „Bongo” po ciała naszych trojga przyjaciół. W pośpiechu
zdołaliśmy jeszcze załatwić jakieś ubranie dla Zośki – zawiozła Sława i
teściowa Eli (Woj.).
25 marca
Piotr i Ania zostali przewiezieni
wojskowym samolotem (Zbyszek i chyba Onyszek) z samego Popradu do
Warszawy i ulokowani w szpitalu na Szaserów. Stan Piotra jest według Bogny
(S.) troszkę lepszy, Ania wymaga też jeszcze hospitalizacji. Także dziś
zostali przez firmę „Bongo” przywiezieni Jurkowie i Zośka, a także ich rzeczy z
Popradu.
W klubie było bardzo dużo
ludzi – bardzo wielu z nich ja spędziłam swoimi telefonami przez te ostatnie
cztery dni. Dziewczyny, Elżbieta i Mirka, przy pomocy Tomka Smutnego – zebrały…
ponad 20 milionów złotych! Z rozmowy z Marysią wiem, że trzeba zebrać ponad 30
milionów, żeby pokryć koszty przewiezienia zwłok i inne podstawowe rzeczy.
Marysia na razie nie ma dostępu do konta klubu – to jest jeszcze nie załatwione
po wyborach. Osiemdziesiąt osób wpłaciło pieniądze dzisiaj. Myśmy wtedy, w
niedzielę, u Wieśka myśleli, że może uda nam się zdobyć 5 milionów, więc
zebraliśmy czterokrotnie więcej! Gdy doliczymy 10 milionów od Mechanika i coś z
firmy Jurka Rowickiego – powinno starczyć. Ludzie tłumnie się zebrali. Marysia
najpierw zajmowała się sprawami finansowymi z Danusią, potem przyszła Bogna,
złożyła sprawozdanie z przewiezienia Piotra i Ani, wnosząc pewien element
optymizmu, że z Piotrem jest troszeczkę lepiej. Wtedy poprosiłam Marysię i ona,
w absolutnej ciszy, opowiedziała cały przebieg wypadków, łamiącym się głosem,
szalenie dramatycznie. Potem wstałam ja i opowiedziałam, jak działaliśmy my
tutaj, w miarę przychodzenia informacji. Mówiłam o udziale Elki (Jaw.),
Andrzeja(Pi.), wreszcie o energicznym kierowaniu całą akcją przez Wieśka (Sz.).
Potem ludzie zaczęli rozmawiać ze sobą, witać się po latach niewidzenia,
wszyscy byli prawie do dwudziestej.
Klub się sprawdził, to
pewne.
26 marca
Pochowaliśmy dziś
George’a.
Przed dwunastą byłam u
Marysi. Przyszedł Wyrzyk. Jechaliśmy bardzo długo, w kaplicy już trwało
nabożeństwo. W pierwszej ławce siedziała dwójka skromnie ubranych, starych
ludzi i troje młodszych osób, w tym jeden mężczyzna, sądziłam słusznie, że to
brat Jurka, Marian. Z klubu przyszło około trzydziestu osób. W przodzie
roztrzęsiona Dorotka, przy niej Tapir. Po mszy bardzo długą aleją poszliśmy za
trumną do grobu. Naokoło – kampinoski las… Na skraju tego lasu przystanęliśmy.
Modlił się ksiądz, potem opuszczono drewnianą trumnę z ciałem George’a. Bardzo
serdecznie parę słów od klubu powiedział Wojtek (Wo.). Ojciec Jurka
podziękował i poprosił obecnych na chwilę odpoczynku przy herbacie. Nie tak
duża grupka naszych szła za rodziną George’a. Podeszła do ojca na chwilę
rozmowy Dorotka, powiedziała o swoim wielkim uczuciu dla Jurka, parę słów
powiedziała też Marysia. Wtedy jedna z sióstr, zapłakana, zawołała:
„Dlaczegoście poszli. Przecież was uprzedzali”. Marysia, płacząc, odpowiedziała
– ta chwila była bardzo ciężka. Nie wiedzieliśmy, czy mamy iść na ten
poczęstunek, ale nie było nikogo innego. Nie było rodziny, ani ludzi z pracy.
Choć już wiedziałam, że jedziemy z Krzyśkiem i Marysią do Niesioła, też
odniosłam wrażenie, że trzeba z nimi pójść. Nie powinni zostać sami. Wszyscy siedli
przy stolikach i wtedy zdecydowałam się dosiąść do stolika rodziny. Zwróciłam
się do mamy i zaczęłam mówić o George’u, że poznałam go na samym początku, na
pierwszym obozie, o jego chęci pójścia na kurs taternicki i wiele różnych
zdarzeń obozowych, a także o jego wycieczkach do chaty, jego chęci pomocy, jego
rzetelności. Słuchali tego z uwagą, spokojnie. Potem powiedziałam i o Dorotce i
postanowiłam ją przedstawić matce. Panie rozmawiały, a my wstaliśmy,
pożegnaliśmy się i pojechaliśmy do Niesioła.
Dzwoniliśmy od Andrzeja
do Miśki. Piotr ma jakiś krwiak w płucach i to zapalenie płuc jest związane z
wypadkiem. To były wiadomości od jego matki.
27 marca
Właśnie przywiózł mnie
Sławek z pogrzebu Jurka Rowickiego. Wracałam z Marysią. Oba te dni miałam
potrzebę bycia blisko niej i gdyby to, że przyjechała jej matka, namówiłabym ją
na przyjście do mnie – posiedziałybyśmy przy świeczkach, napiłybyśmy się
herbaty z rumem, obejrzały zdjęcia z dawnych i obecnych lat SKT. Ale nie
wyszło. Siedzę więc sama przy świeczce, piję herbatę z rumem tuziemskim i
piszę.
Dziś pojechałam wcześniej
do kościoła na Deotymy – kościół parafialny Jurka Rowickiego. Powoli schodzili
się tłumnie ludzie. Kościół był przepełniony. Wielkie tłumy przyszły z pracy,
dużo też z SKT. Wielu tych, co byli wczoraj. Zaczęła się msza, piękne kazanie
wygłosił ksiądz, mówił też o wspinaczce, o dążeniu do osiągnięcia Góry. Nie
przypominam sobie tak pięknego i wzruszającego pogrzebu, tak pięknego śpiewu w
kościele. Pojechałam ze Sławkiem, Marysią i Anką. Po księdzu dość
chropowato przemówił ktoś z dyrekcji zakładu, a potem od nas ponownie Wojtek
(Wo.). Szło mu z większym, niż wczoraj, trudem, ale mówił bardzo
serdecznie. Gdy opuszczali trumnę, żona przyklękła, objęła trumnę rękoma, a
córka tak przejmująco zapłakała, wołając: „tatusiu, tatusiu”. Podeszła Marysia
do żony, potem ja i tak nad grobem rozmawiałyśmy dość długo. Ona chce, jej
zależy bardzo na kontakcie z klubem, ona chce poznać bliżej życie Jurka w
klubie, to jego wielkie zaangażowanie w sprawy klubowe – chce to wyraźnie
zrozumieć, poczuć… i bardzo, bardzo chętnie przyciągnę do nas tę miłą,
serdeczną, tak strasznie strapioną niewiastę, tak potwornie teraz osamotnioną.
Zetknęliśmy się z wielką miłością, z cudownie spojoną rodziną. Ten obłędny żal
pokazywał, jak dobrze żyło się razem tym ludziom. A teraz – pusty dom, dzieci
mieszkają już oddzielnie. Obiecaliśmy sobie, że się na pewno spotkamy i w
klubie, i w lesie.
A do trumny Jurka
przytroczony był czekan.
28 marca
Jeszcze słówko o zeszłej
niedzieli. Naprędce zorganizowany sztab zebrał się u Wieśka o siedemnastej. W
jego przyjemnym mieszkaniu, przy kawie i herbacie, zebraliśmy się w gronie:
Baśka (Kr.), Tereska ()Ko.), Olo, Wojtek (od razu przez Wieśka wyznaczony
na drugiego wiceprezesa klubu – wiadomo, Piotr nieprędko…) i Święty. W ogromnie
precyzyjny i sprawny sposób Wiesiek prowadził to spotkanie. Tereska notowała:
co, kto, kiedy. Przyszedł później Andrzej (P.), zdał relacje ze swoich
działań. Byłam dumna z Wieśka: takim go pamiętałam wtedy, na obozach na Hali
Gąsienicowej – sprężony, energiczny, zdecydowany.
No, to jeszcze wspomnę
relację Marysi, którą zaczęłam spisywać 22 marca. Na Sławkowski poszli około
10. Szli w kolejności: Jurek Murach, Jurek Rowicki, Ania, Zośka, Marysia i
Piotr. Końcówka drogi była we mgle, temperatura około zera. Byli jakieś
dwadzieścia metrów od Przełęczy Sławkowskiej, gdy i Marysia i Piotr zobaczyli
wyraźnie poziome pęknięcie śniegu. Piotr tylko zaklął: „kurwa” i polecieli.
Marysia lotu nie pamięta. Nagle znalazła się na stoku, w pozycji siedzącej,
czekan był przytwierdzony taśmą do nadgarstka. Pamiętała, że koło niej był
Piotr. Zaczęła go szukać. Nagle zobaczyła u podnóża stoku ruszającą się Ankę i
leżące osoby. Horoleskę lawina jej zdarła, raki były w środku. Próbowała
schodzić po skałkach, ale nie mogła. Zaczęła więc, wybijając stopnie, schodzić
po lawinisku, tyłem do stoku. Ania, gdy ja zobaczyła, jęknęła tylko i siadła na
śniegu. Z roztrzaskaną głową leżał Jurek Rowicki, obok Piotr (myślała, że też
nie żyje). Żyła jeszcze poturbowana Zośka. Marysia dała Ani karimatę, żeby nie
siedziała na śniegu i natychmiast wyruszyła do „Zbójnickiej Chaty” po pomoc.
Szła czterdzieści pięć minut. Chatar wysłał natychmiast ludzi na lawinę i
zawiadomił Horską, która przyleciała helikopterem po piętnastu minutach.
Marysie pierwszą zawieźli do szpitala, choć się broniła i chciała wracać do
kolegów. Wzięła tylko czekan – bez szczoteczki do zębów, bez pieniędzy, bez
paszportu. Dokumenty były w szafce u chatara. Dlatego właśnie nie zadzwoniła do
swojego domu – nie miała na to forsy. Ulokowali ją w sali, po jakimś czasie
zobaczyła, że niosą rzeczy Piotra i zobaczyła, że jego wiozą. Po nim przywieźli
Anię do jej sali. Anią trzęsło potworne zimno. Okazało się, że na lawinie była
w szoku. Prawdopodobnie ze wstrząsem mózgu i na pewno ze złamanymi trzema
żebrami (dopiero na Szaserów okazało się, że ma jeszcze coś uszkodzone w
płucach). Marysia jeszcze czekała, że przywiozą Zośkę, ale później się
przekonała, że ona nie żyje.
Marysia bardzo serdecznie
wypowiadała się o pomocy ze strony chatara i policji w Smokowcu – bardzo jej
pomogli. Chatar sam, saniami, zwiózł rzeczy na dół. Na pewno należy mu się
podziękowanie od klubu.
I tak to wszystko
wyglądało. I na tym dziś skończę. Ciężkie to dla mnie dni, dla innych bardziej,
zwłaszcza dla Mańki.
29 marca
W sprawie Piotra – nowych
wiadomości nie ma. Janek (Se.), który wczoraj spotkany w lesie obiecał, że
zadzwoni do znajomego profesora na Szaserów, dziś nie miał czasu tego zrobić.
Jeśli to zrobi, zadzwoni do mnie.
W czwartek przyjeżdża Ewa
(Mi.) Pomoże tutaj swojej matce i Hance.
7 kwietnia
Rano się wyjaśniło.
Zadzwonił do mnie Hrabia, że Tomek jest i pogrzeb Zośki będzie jutro o
trzynastej. Ale w prasie nie było nekrologów. Więc trzeba zawiadamiać. I znów
zszedł mi dzionek służbowy na nieustających telefonach – w sumie około
dwudziestu rozmów.
Dzwoni Marysia B.
Ten pogrzeb Zośki będzie w obrządku Świadków Jehowy, bez księdza. Myślę, że
przyjdzie sporo ludzi z kręgów górskich, chyba i od nas ktoś coś powie.
Wiadomość od Ewy
Mi.. - u Piotra obserwuje się nieznaczną poprawę, otwiera drugie oko.
Zdjęli dren z głowy, może niedługo odstawią respirator. Wyraźnie reaguje na
obecność Ewy. Dużo to nie jest, ale zawsze…
8 kwietnia
Dziś pożegnaliśmy Zośkę.
Trochę to dziwnie wypadło, bo Świadkowie Jehowy nadawali wszystkiemu ton i nie
można było tego w niczym naruszyć. Oczywiście, zastosowaliśmy się. Nie było
wystąpienia przedstawiciela klubu, jak u Jurków, nawet nie wolno było zapalić
zniczy. Trochę to wszystko nas poruszyło, choć ludzi przyszło wielu.
Udało mi się zamienić
parę słów z Tomkiem Klauznicerem i na pewno spróbuję zaprosić go do nas.
Potem spotkaliśmy się,
zamiast w klubie, w Telimenie. Było to poszerzone zebranie klubowe. Bardzo
jesteśmy teraz ze sobą złączeni po tej wielkiej tragedii. W końcu to, że udało
się zebrać aż pięćdziesiąt parę milionów, że zapłaciło aż sto osób, to można
nazwać wydarzeniem.
Sprawdzili się w biedzie
ludzie z SKT!
18 kwietnia
Minął miesiąc od wypadku naszych…
Po napisaniu tych słów zadzwoniłam do
Marysi. Ona miała być w piątek u Serafina, bo okazało się, że ma ściśnięcie
kręgu szyjnego. Lekarz powiedział, że bardzo mało brakowało, żeby ten krąg
został złamany. Janek miał ocenić to zdjęcie i powiedzieć jej, co ma robić. Oto
dodatkowa jeszcze okoliczność w tej ponurej sprawie.
Wczoraj w Ławach zostało posadzonych
siedem jesionów. Dorota z Tapirem pięknie zrealizowali ten mój pomysł, który
przyszedł mi do głowy na pogrzebie Jurka Rowickiego, gdy patrząc na drzewa
Puszczy Kampinoskiej, blisko ich grobów… Tak, posadzić im trzeba pamiątkowe
drzewa. Im trzem, ale także Olowi, także Warząchewce, także Maryjce Stanilewicz.
I tak oto wczoraj, dużym nakładem pracy, zostało posadzone w pobliżu chaty
siedem jesionów, w naszej „alei pamięci”.
A teraz od popołudnia pada deszcz. I
to jest bardzo dobra sprawa dla tych młodych drzewek, im potrzeba wiele wody. I
jeszcze tak się złożyło, że Marian Murach, przyszedł wczoraj na wycieczkę i sam
posadził drzewo dla brata.