Staszkowi Wrońskiemu, 13 listopada
2008
Toast ten trzeba spełnić, gdy już drobna kaszka
Nam się w głowach porobi, bo będzie, jak z Haszka.
Wygłupię się być może, jak małpa na daszku,
Albo jak diabeł w błazeńskiej czapeczce z Damaszku -
Lecz najpierw oficjalnie: Najlepszego, Staszku!
Podjąłem dwie decyzje. Żadna z nich nie fraszka!
Primo: każdego Czecha, Rusa, czy Niemiaszka,
Choć kijami przymuszać: niech pije za Staszka!
I to do dna. Niech potem pusta będzie flaszka.
Secundo. Żadna Litwinka, Rusinka czy Laszka
Mnie dziś nie uwiedzie, choćby tylko apaszka
Ją kryła, a i tego pozbyła się łaszka,
Choćby nawet prosiła: „No, żrób mi bobaszka!” –
Ja nic. Coś wypiję, przegryzę fistaszka
I pyłek niewidzialny strząsnąwszy z kamaszka,
Oświadczę: adieu, moja mała…
Dziś wybieram Staszka!
Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie – spokojna czaszka!
Ja nie dlatego, żem tego i że jakaś blaszka
Mi gdzieś w głowie odbiła – ja tak cenię Staszka!
Wszak my obaj hetero, nam nie w łbach baraszki…
(Może je czynią inne Michały i Staszki…)
My – intelektualnie! Problem jakiś ważki
Omówić – na przykład „psychika watażki”,
Lub „chemiczne wiązania czosnkowej
zasmażki...”
Owszem, lubimy w Puszczy, gdy śpiewają ptaszki,
Gdy po polach się snują jesienne zapaszki…
I na bagnach lubimy młode, ładne traszki…
* * *
Lecz wspominając dawne tatrzańskie igraszki –
Zakos ścieżki, grań w słońcu, sukcesy, porażki,
Długie
picie wieczornej herbaty z menażki –
Mówimy tak do siebie: „już się
może masz ku
Innym sprawom zwracać?” Nie! W górskim szałaszku
Jeszcze gdzieś zamieszkamy…
Ech, panie dziejaszku…
Po głębszym dobrej wódki wypijmy kijaszku…
I z dubeltówki! I ze wszystkimi!
No, daj pyska, Staszku!!!