1999/2000

Amok związany z Y2K, czyli rokiem 2000 dał w Polsce odczuć się mniej niż w dekadenckiej Europie - a pluskwa nie ugryzła i komputera redakcyjnego. Przez pewien czas wydawało się, że cała swoją energię insekt ten wyładował na zaszkodzeniu nam w balandze sylwestrowej. Tradycyjnie już, na krótko przed Sylwestrem okazało się, że nie mamy prądu. Niestety, tym razem pogotowie energetyczne nie zadziałało tak szybko w poprzednim roku i balanga sylwestrowa odbyła się przy świecach. Okazało się też, że to nie żadna pluskwa, tylko Panowie Złodzieje podgrandzili wiele metrów kabla energetycznego. Odetchnęliśmy. Normalka. Tym niemniej różne XX-wieczne gadżety (radio, magnetofon, itp.) stały sobie w kącie bezczynnie, jak gdyby przypominając na przełomie stuleci {...że co? Że przełom stuleci to dopiero 2000/2001? A idźze, idźze, chrancowaty matematyk, po Boczaniu w te i nazad w czasie wiatru halnego spróchniałym dyszlem bez jedzenia ganiany, się znalazł} o pewnej pokorze wobec Czasu

     ????? ??????, ??-??? ?????????, ?? ?????? ?? ????,

    ? ????? ????? ???????? ??????, ???????...

    Włodzimierz Wysocki

Jak minął rok?
Ze spraw tatrzańskich warto wymienić dwie. Rozważany jest projekt ograniczenia ruchu turystycznego w Tatrach przez wpuszczanie tylko bardzo ograniczonej liczby turystów (bilety już mamy, teraz będą miejscówki!).

Z drugiej zaś strony, w całych górach polskich otwarto terenowe przejścia graniczne ze Słowacją i Czechami, co stanowi zdecydowany krok w stronę normalności, zachwianej po I wojnie światowej. Nie łudźmy się, jednak, że wrócą czasy, kiedy do Morskiego Oka szło się przez Zawory i Ciemne Smreczyny.
Ale pierwsze dni stycznia przyniosły wiadomość, że znów szykuje się kolejny zamach na – mówiąc językiem z gazet – integralność terytorialną TPN. Wszyscy turyści rozumieją jednak ową konieczność: w XXI wieku Tatry muszą wreszcie zostać pokryte jak najgęstszą siecią wyciągów, z dostępem do parkingu i urządzeń do surfingu, curlingu, wrestlingu, spinningu, glidingu i jego nowszej odmiany: glajdingu {niezorientowanym wyjaśniamy: glajding to gliding uprawiany bez marketingu}, pettingu, a w dalszej perspektywie również bingu, ringu i śmyngu, z możliwością uprawiania snowboardu, bilboardu, smorgasbordu i biciu-mordu. Każdy, kto chce kultywować turystykę tatrzańską będzie mógł zakosztować w Internecie trekkingu na lodowcu Xingu, a billing za to nie będzie duży. Już niedługo spełnią się marzenia pokoleń turystów tatrzańskich: wyrówna się toto wszystko, zabetonuje i zrobi porządny parking. Niech żyje kapitalizm! Hura! Dogonimy i przegonimy Stany Zjednoczone pod względem liczby MacDonaldów na głowę i rogi kozicy!

Jaskółką nowego jest zjazd kilku facetów .... kajakiem z Nosala. Donosiła o tym w końcu grudnia prasa, a my mamy wiele innych pomysłów na nowe konkurencje sportowe w nowym, zreformowanym Tatrzańskim Parku Narodowym:

    Wspinaczka tyłem.

    Triathlon polski: najpierw cztery mocne Okocimy w Murowańcu, potem bieg przez płotki na Zawrat, skąd zjazd kanadyjką do Zmarzłego Stawu (przypominamy: klęczy się na jednym kolanie), z jednoczesnym strzelaniem do celu (żeby było ekologicznie, to z łuku!!!) .

    Zjazd z Żółtej Turni przez Dubrawiska, na golasa, na brzuchu, w wiosennym firnie. Szkoda tylko, że w konkurencji męskiej dało by się startować tylko jeden raz.

Zejdźmy na poziom Klubu. O wiośnie i lecie pisaliśmy już. Jak jeszcze pamiętamy, lato było ładne, jesień długa i bardzo pogodna, a prawdziwa zima przyszła 16 listopada. Przez cztery dni padał śnieg i w niedzielę 21 XI w lasach pojawili się narciarze, z Maciejem P. na czele. Panowała prześliczna pogoda: drzewa były oblepione grubymi kiściami śniegu, a Słońce najwyraźniej doszło już do siebie po sierpniowym zaćmieniu i miło grzało stare kości niektórych (podkreślamy, niektórych!!) członków Klubu. Był lekki mróz, wysokie ciśnienie. Hitem dnia było grzane wino, z miodem i korzeniami, celebrowane przez Elę J. Powodzenie miały też inne, bardziej konwencjonalne metody rozgrzewki, przede wszystkim rąbanie drewna . Niektórzy bardzo się narąbali ...

28 listopada było już przedwiośnie a na duktach leżało wiele połamanych przez śnieg drzew. Na niedzielną zupę był bardzo udany kapuśniak (redakcja służy przepisem). Następnie rozpoczął się sezon imienin Barbar. Wyróżnił się tu pies Basi K., Robin, który sam ułożył wzruszający wiersz okolicznościowy.

Okoliczne osady wyludniły się niemal całkowicie; trzydzieści lat temu były to normalne wsie. Nie jest zamieszkany dom ``pomidorowca", nie przychodzi już wygłodniały pies z chałupy z końca wsi.

A propos jedzenia: Na wycieczkach SKT zawsze dobrze się jadało: ``kultowe" zdjęcia z lat 70 pokazują ``stół" (ówczesnie: ceratę) z dziesiątkiem kanapek zdobnych w znacznie więcej niż w to, czym PRL była bogata .... Minęły lata, średnia wieku nam wzrosła, coraz bardziej sybaryciejemy... Menu 16 stycznia było następujące:

    Przekąski: sandwicze domowej roboty, bakalie.
    Zupa: ziemniaczano-fasolowa ``Czar szefa kuchni", with skwarki.
    Danie główne: grule w mundurkach, kurczak pieczony z sosem.
    Deser: keks, bakalie, czekolada. Białe wino z Karpat rumuńskich.
    Napoje: herbata, herbata ``tuziemska", kawa, sfermentowany sok pomarańczowy.

Redakcja ``Wiadomości SKT" dowiedziała się o życiu towarzyskim na pewnym obozie klubowym, na pewnej polanie, w grudniu po południu. Odpowiednie fakty te miały pozostać ukryte, ale zgodnie z etyką dziennikarską, ujawniamy je natychmiast naszym Czytelnikom. Otóż pojawił się na tym obozie pewien młodzieniec, nazywał się Mariusz, czy jakoś tak. Przyjechał tam wprost z kolonii (zimowych) i zdominował życie towarzyskie na obozie. Co się działo, tego komputer redakcyjny nie opisze, bo ma za małą moc obliczeniową. Koleżanki mdlały na sam widok Mariusza i ostentacyjnie upuszczały chusteczki na podłogę schroniska (z braku batystowych jednorazowe), koledzy wyzywali się na pojedynek, żeby móc się załapać na spędzenie z Mariuszem kilku godzin na męskiej przygodzie (np. gruby zwierz na Starej Robocie, dyskusje o komputerach). Zmęczony powodzeniem Mariusz próbował dwukrotnie uciec z obozu podkopem. Za pierwszym razem próba się nie udała: w ostatniej chwili został schwytany i sfotografowany, gdy już wchodził do wykopu. Druga próba była już udana: Mariusz zniknął z Hali Ornak i podkopał się aż pod Morskie Oko. Nie koniec na tym: gdy 9 stycznia na spotkaniu klubowym pojawiła się fama, że Mariusz osobiście przyniósł nawet smalec – i o niczym innym już nie dało się rozmawiać a smalec został okrzyknięty jako ``kultowy". Zaś poważna część dyskusji 16 stycznia skupiła się na tym, czy Mariusz w ogóle istnieje. Najbardziej wątpi w Mariusza pewien znany profesor, z Akademii Nauk, znany ze swojego racjonalnego podejścia do życia. Twierdzi on, że istnienie takiego osobnika przeczy prawom fizyki a ci, którzy go widzieli, ulegli takiemu samemu złudzeniu jak ci, co zobaczyli UFO.

 Dalsze wiadomości Klubowe (w tym jadłospisy i co robi Mariusz) – w stosownym czasie!