* * *
Zapomniana lektura
Karpat Góra, a raczej długo ciągnących
się gór kontynuacja, nazwana od słowa carpo
, że tam zbierano i zbierają różne profity obywatele i minerały; albo od miasta
Carpis starożytnych Bastarnów (Sarmatów). Niemcy je zowią górą Śniegową, Węgrzy
Tarczal, Polacy Tatrami, iż ku krajom tatarskim nadala się (...) Widać z nich
na mil 20, a czasem na 30, gdy wypogodzona aeria.
Kamień stamtąd zrzucony, niżeli się stoczy na dół, wiele innych ruszy z sobą w
kompanii. Śniegi tu po całym leżą lecie, sensim
czernieją, w jakieś obracają się robactwo. Dzikich kóz na nich mnóstwo, nie
nogami chodzących, ale na rogach się od gałęzi i skał zawieszających (...).Na samym wierzchołku gór jest źródło, a
raczej jezioro Oculus Maris nazwane,
gdzie sztuki statków morskich często wypływają, znać, że z morzem ma
komunikacją.
Benedykt
Chmielowski, Nowe Ateny, 1768.
Zapomniana natura
W
równinach, w przedwodowych i pomorskich górach natura jest niezmiernie czynną,
w swym działaniu coraz niepojętszą, nieskończenie rozmaitą, w wodach, w
powietrzu, wewnątrz i po wierzchu ziemi, wszędzie nieustannie świat ozdabia,
upiększa, nieustannie inne zmienia, inne tworzy kwiaty, drzewa i zwierzęta.
Jakaż z tamtym porównaniem w okrom zmiana! Tu natura martwą, smutną! Stracone
razem te wszystkie jej cudne dzieła. Ni tu znaku przemysłu, ni śladu rozumu.
Jest to świat ponury, nieużyty i chropawy. Natura nie śmie, czyli nie może, ani
go tu nie ozdabia, ani urozmaici. Wśród łysych skalisk i natura sama łysa i
zimna. Tu zdają się spotykać pierwsze na naszym świecie ostateczności krańce.
Ów koniec, gdzie wszystko martwieje, gdzie same żywioły rzednieją. Powietrze
jakieś głuche, niezdatne do dźwięków odgłosu, światło jakieś spokojne, ale nie
tak jak na dole żywe, połyskłe, świetne. Jaśnieje, ale nie ogrzewa.
Przecież od szczegółu do szczegółu
postępując z uwagą, widać niezadługo, że i tu natura jest niezmiernie czynną,
że i tu nieskończenie wszystko przerabia i przemienia, a nawet bez tutejszych
przysposobień. Podobno nie potrafiłaby po dolinach działać tyle cudów.
(Stanisław Staszic: O ziemiorództwie Karpatów i innych gór
Polski, 1815)
Zapomniana miara
Morskie Oko, najpiękniejsze zpomiędzy jezior w Tatrach
polskich, leży 4212 st. Z. wysoko. Powierzchnia jego zajmuje 57 mil. 534 sążni
kwadratowych.
(Eugeniusz Janota, 1860)
Zapomniana zachęta
Może też mój opis, choć
niewprawnym piórem klecony, zachęci kogo, aby wprzód, nim pojedzie podziwiać
alpejskie lodowce, zboczył do naszej polskiej Szwajcarii i w szałasie góralskim
wychylił kubek żętycy z ręki gościnnego
bacy pierwej, nim w zagranicznym hotelu zabiegliwy Niemiec z układnym a
obłudnym uśmiechem poda mu po polsku przepłaconą filiżankę kawy.
Maria Steczkowska, Obrazki z podróży do Tatr i Pienin, wyd II, 1872.
Najusilniej godzi się każdemu polecić zwiedzenie
Świnnicy, tembardziej, że sobie wycieczkę na nią ułatwić można podjazdem na
koniu wierzchem aż po przełęcz Liljowe.
Ilustrowany przewodnik do Tatr i Pienin - przez Walerego Eljasza. Wyd. 3, w Krakowie, w
drukarni „Czasu” Fr. Kluczyckiego i Spółki, 1886, str. 165.
Zapomniany zwyczaj
Na
wierzchu Czerwonego Wierchu Małołączniaka zwykle piją goście herbatę, bo
niedaleko od szczytu we Wielkiej Turni jest źródełko wody i kosówka na opał
blisko, o czem każdy przewodnik wiedzieć
powinien.
Walery Eljasz, op. cit.
Zapomniane basseny
Są
teraz [w Jaszczurówce] dwa basseny
szczelnie od siebie przedzielone; przy nich komórki do rozbierania się. Jeden
bassen służy dla kobiet, drugi dla mężczyzn, przez cały dzień otwarte na użytek
wszystkich gości.
Walery Eljasz, op. cit.
Zapomniany odpoczynek
Już raz drugi nie złapiesz się na
podróż w Tatry (…). Najwięcej gniewa ten czynsz mieszkalny,
haracz, który mimo woli płacić
musisz. Za te same pieniądze, za które w Zakopanem dostajesz izbę na wpół
ciemną, nieopaloną, z wiadomym progiem i niskimi drzwiami, z łóżkiem opatrzonym
wiązką słomy i drewnianymi ławami oraz dzbanem wody, co wszystko razem
przypomina ci więzienie, masz wszędzie w Czechach czy Tyrolu ciepły schludny
pokoik z wygodnymi meblami i porządną pościelą.
Więc
jeśli koniecznie chcesz być wakacyjnym romantykiem i tak pragniesz górskich
widoków, to radzę ci, bracie, nie jedź w Tatry, ale zwróć swe kroki ku innym
Alpom. Bez trudu przeniesie cię kolej żelazna nie tylko do górskiego kraju, nie
tylko do stóp olbrzymów, ale aż na sam ich szczyt (…). Znajdziesz tam cały
komfort w hotelu, zjesz naprzód smaczny obiad, a zapaliwszy cygaro, wyjdziesz
na taras, żeby się przyjrzeć wspaniałej panoramie. Jest mgła, to wiszące na
ścianach fotografie objaśnią cię dostatecznie, co byś mógł pogodnego czasu
ujrzeć. Jest zaś chęć i ochota po temu,
to czekasz w ciepłym pokoju następnego dnia, a choćby i dłużej. Nie tu, to na innym szczycie nie minie cię
pogoda i ta żywa dekoracja z Hugonotów,
której tak byłeś teraz ciekawy, jak za dziecinnych lat widoku lwa i tygrysa nie
malowanego, ale żywego w menażerii. A
następnie kupisz sobie długi kij opatrzony rogiem kozicy i wypalonymi nazwami
gór i dolin, które (…) widziałeś, lub mogłeś przynajmniej widzieć – i wrócisz
znów wygodnie do swych zwykłych zajęć.
Dla
kogóż więc Tatry?
Przede
wszystkim dla tych, którzy pragną
duchowo odpocząć.
Józef Rostafiński „Jechać, czy nie jechać w Tatry?”
(1883)
Zapomniana pustka
Wnętrze Tatr jest puste i bezludne.
Stanisław Witkiewicz, Na przełęczy, 1890-91.
Zapomniana tajemnica
Jeżeli
rycerstwo niewieście, bojujące w obronie uciśnionej połowy rodzaju naszego,
pragnie jak najraźniej spropagować mężczyzn na rzecz równouprawnienia szatnego
i emancypacyi swojej od długich sukien, niech ich wyszle wraz z damami o sukniach
powłóczystych w góry, a zwłaszcza na Zawrat w zimie. Najgwałtowniejsze oracje
Cycerona przeciw Katylinie wydadzą się wówczas gruchaniem kochanka, a mową
anielską filipiki Demostenesa wobec tych, jakich nie poskąpi turysta męski
modystkom. W jaki sposób towarzyszka nasza plącząc się co chwila w zwojach swej
długiej sukni zdołała przejść przez Zawrat,
to pozostanie tajemnicą jej sił niewieścich.
Zapomniana nuta
Syćkie wirchy przeseł, syćkie przewandrował,
Przyseł do Morskiego, tam se zanocował…
(z piosenki góralskiej )
Zapomniane zwierzę
W
ostatnich czasach (w r. 1898) przybyło do Tatr nowe zwierzę alpejskie, mianowicie
koziorożec (Capra Ibex) sprowadzony
do Tatr z Uralu przez księcia Hohenlohego. W dawniejszych opisach Tatr spotyka
się wzmianki, że żył tu koziorożec, jednakowoż jest to, zdaje się, pomyłka
spowodowana pomięszaniem nazwy nadawanej samcowi kozicy: kozioł skalny, który
nie ma nic wspólnego z koziorożcem. W tradycyi ludowej niema o nim śladu, nie
znaleziono też po nim żadnych dowodów pobytu, choć mógł żyć w Tatrach, jak żyje
obok kozicy w Alpach. Czy koziorożce owe sprowadzone utrzymają się w Tatrach, to
przyszłość pokaże.
Stanisław Eljasz-Radzikowski, Pogląd na Tatry, wyd. III, 1900.
Zapomniane wzruszenie
Nad Morskim Okiem!
– jakże ci zazdroszczę,
że tam stoicie w zimnie, ostrym wichrze,
w powietrzu świeżych barw – gdy ja tu poszczę,
patrząc na kurhan w sinej mgle za szybą.
I dnie przechodzą ciche – coraz cichsze,
chyba, że myśl, jak
wichr, przeleci nad sadybą,
napełni pokój szum – i naraz zgłuchnie –
a potem cisza znów – i pióro skrzypi
(gdyż niepoprawnie gęsim pisze piórem),
papier zaczernia się – rękopis puchnie…
Ty masz tam jasność Zórz! I skały murem!
Tu ledwo chmurki przemkną ubożuchnie
ponad bielański las ku Bronowicom…
Ty masz tam przestwór słońc – i wiew ku licom,
i patrzysz, jak tam śnieg się wgryza sznurem
w szczeliny, wręby skał w głazów ogromie. –
– Ja tu nad moim schylony stolikiem,
ja mam tu także słońca promyk w domie
na stół rzucony, na sukno czerwone,
i błękit ciemny ten nad tym promykiem,
namalowany (metr cztery korony)…
A ty tam masz prawdziwy nad głową rzucony.
Patrz się! –
nie będziesz tego widział potem!
Patrz się! – opowiesz mi to – za powrotem!
Stanisław Wyspiański, Nad Morskim Okiem.
Mariusz Zaruski: Na Kozi Wierch na łyżwicach. Nasz Kraj, Lwów 1907, str. 79-85.
Klinometr, służący
do mierzenia stopnia nachylenia zbocz (u H. Schwaiger’a w Monachium kosztuje
wraz z futerałem 3 marki, waży 100 gr.)
Janusz
Chmielowski, Tatry, Lwów 1907.
Zapomniane skrupuły
Biorąc rzecz ze
skrajnie społecznego stanowiska jest taternik człowiekiem uprzywilejowanym,
korzysta bowiem z własności publicznej (gór) we większej niż reszta
społeczeństwa mierze i powinien dług ten, o ile możności, spłacić.
Zygmunt
Klemensiewicz, Taternik, 1912.
Zapomniana chęć
W gronie członków Towarzystwa Tatrzańskiego toczyła
się następująca rozmowa: „Pan byś chciał, aby w Tatry nikt nie chodził" –
mówił ktoś ze starszej generacji z epoki uprzystępniania Tatr do jednego z
młodych taterników. – „Chciałbym, aby tam było po co chodzić" –
odpowiedział reprezentant nowej idei.
Jan
Gwalbert Pawlikowski, Kultura i natura, r. 1912.
Zapomniana opinia
Jak wiadomo, Tatry,
a zwłaszcza ich stoki północne, nie przedstawiają na ogół dobrych, w ścisłem
tego słowa znaczeniu, terenów narciarskich.
Mieczysław
Świerz, Taternik, 1913, str. 116.
Zapomniany poemat
Panno Święta! Ty sama zaświadcz, jako
było
Wtedy, kiedy pasyją rozsierdził się
wściekłą
Peleusowy Achil. Tak się porobiło
Że moc od gniewu tego zacnej krwie
pociekło
I poniejedne życie chłopa ostawiło
Psom i hawraniom i precz wędrowało w
piekło.
Tak już Bóg chciał od kiedy gniewy swoje kida
W nogach wartki Achilles i harnaś
Atryda.
(...)
Tak
ten Kalchas powiedział… Wokół
wszystko słucha
Patrzy, co z tego bedzie: a harnaś
Atryda
Wstaje, kieby napity, tak mu trzęsie ducha
Złość, co z gęby jak skry mu z kuźnie skacze, brzyda!
(...)
Na to znów mu
odpowie Jagamemnon dziki:
Jak sobie
chcesz, jedź, zostań, – wolna twoja
wola,
Jeszcze przy
mnie ostaną tęgie wojowniki
I ociec wielgi
w niebie. Ty se zmykaj z pola.
Kie tak
chcesz, to i dobrze, bo ustaną krzyki
Co je w całym
obozie słychać, – wolna wola!
Bryzkę wezmę,
bo wiedz ty, co się mnie urówniasz
Że ja tu
wojewoda jestem a tyś – ….... !
(...)
Ale Achil
gorący był i cięgiem sapie
Kie się już
ozpajeździł telo na onego:
Dziadu!
Raptawą gębę masz a serce capie,
Kiecki się
trzymiesz rad, a rządu wojemskiego
Nie znasz, bo cie strach zaraz za kolena łapie.
W obozie dreć się umiesz i odzierać swego;
Wątróbsko mu też czarne od żółci napucha
I już Achaje widzą, co bedzie biéda;
Poziera nań spodełba jakoś bardzo straśnie,
Pazdurska se do pięście wbił – i jużci wrzaśnie:
(...)
Trzystaś ty dyabłów zjadł kieś psiakręć prorok teli!
Patrzcie
go…Mudru hlawku! Bestyjska gadzino!
Wprzódy mi się
kobyła przy wozie ocieli
Jako ty dobre
powiesz. Chciałem z tą dziewczyną
Wrócić w Argos
kiebyśwa żyzną Troję wzieli,
Bo ją już tak rad widzę, i ta jedna ino
Dziewka gładka
i fajna jest, a moja żona
Proci niej
telo stoi, co przy krasce wrona!
Michał
Pawlikowski, O wojnie Greków z Trojami (fragmenty)
Główną atrakcją
Zakopanego są Tatry.
M.
Orłowicz, Ilustrowany Przewodnik Kolejowy
(część płd.-zach), 1926, str. 141.
...jego spokojny temperament, pogodny, równy humor
i małomówność – przymiot dla taternika bardzo ważny – czyniły go nader miłym
towarzyszem.
Jan Gwalbert Pawlikowski, Kilka wspomnień o tych, co dawniej po górach chadzali, „Taternik”, 1923-24.
Wydział krajowy galicyjski, który żywo się zajmował
sprawą eksploatacji granitu tatrzańskiego, wygotował tuż przed wojną światową,
projekt kolei normalnotorowej Nowy Targ – Roztoka, jako jedynej linji
kolejowej, możliwej dla połączenia Roztoki, gdzie projektowane były
kamieniołomy granitowe, z ziemiami Polski […]. Pokazało się jednak, że
prowadzenie trasy kolei normalnotorowej po […] ówczesnym galicyjskim brzegu
Białki jest niemożliwe z powodu gwałtownego wzniesienia terenu na południe od
wsi Brzegi […] i stromego urwistego zachodniego brzegu Białki w tej okolicy.
Chcąc więc uniknąć budowy kolei zębatej […] lub też budowy dłuższego
tunelu […], Wydział Krajowy zdecydował
się na trasę kolei, która pomiędzy wsią spiską Jurgów a wsią Brzegi przechodzi
mostem przez Białkę i idzie stąd przez miejscowość
Jaworzynę spiską aż do Roztoki, którą osiąga drugim mostem kolejowym, rzuconym
przez Białkę, po przebyciu przez kolej ponad 10 km przez terytorium węgierskie.
(z artykułu Walerego Goetla, Wierchy, 1924, str. 73-75)
Zapomniany kryzys
Z projektu kolejek linowych na szczyty tatrzańskie
„poległ” już projekt kolejki na Garłuch […] . Wysuwany następnie projekt
kolejki na Rysy upadł również. Z kolei wypłynął, najgorszy chyba ze wszystkich,
projekt budowy kolejki na Łomnicę, która zniszczyłaby królewski szczyt i
cudowną dolinę Kamiennego Stawku.[…]. Na razie oczywiście w związku z kryzysem
nie jest i ten projekt niebezpieczny.
Walery Goetel, Wierchy,
rocznik IX , 1931, str. 155.
Alpinistyczne
koła szwedzkie przez usta swoich przywódców stwierdzają, że dziś Tatry polskie
i czechosłowackie stanowią poza górami Skandynawji główny punkt zainteresowań
dla turystów górskich w Szwecji.
(w. mil.),
Wierchy, rocznik IX, 1931, str. 220.
Przewodnik
Zdrojowo-Turystyczny na lata 1931-32,
str. 295.
Dojazd do Zakopanego przy bezpośredniej dogodnej
komunikacji kolejowej i wytwornemi autobusami Kraków-Zakopane lub samolotem do
Nowego Targu (port lotniczy), skąd autobusem lub koleją do Zakopanego.
Przewodnik
Zdrojowo-Turystyczny na lata 1931-32, str. 303.
Przewodnik Zdrojowo-Turystyczny na
lata 1931-32, str. 303.
Zapomniane zapytanie
Podczas zeszłorocznej mej podróży po Alpach
widziałem charakterystyczną scenę na stacji kolejki linowej na Brevent nad
Chamonix. Pewnego przedpołudnia wyjechała na szczyt w towarzystwie dwóch panów
pewna dam, której wygląd i zachowanie świadczyło, że nigdy z górami nic nie
miała wspólnego. Gdy towarzystwo to zasiadło przy stolikach nieodłącznej od
stacji kolejek linowych kawiarni, dama natychmiast kazała sobie podać drugie
śniadanie, pomimo, że w pensjonacie w Chamonix pożywiła się krótkim czasem
solidnie na pierwszem śniadaniu. Ale wszak przyzwoita wycieczka snobistycznego
„wycieczkowicza” musi być połączona ze śniadańkami i odżywianiem się, gdzie
tylko popadnie... Całe towarzystwo, jedząc pilnie, nic nie patrzyło na
prawdziwie cudowny widok, w którym przewalały się oświetlone słońcem mgły przez
śnieżne łańcuchy najwspanialszej grupy górskiej Europy. Aż wreszcie dama,
wypiwszy kawusię, raczyła podnieść oczy na panoramę. Wzrok jej padł na
majestatyczny masyw Mont Blanc, przesunął się po smukłych Aigulles i zatrzymał
się na Aigulle Grépon. Coś musiała znaleść w szczycie osobliwego,
gdyż określiła go mianem „herziges Spitzli” („miluśki szczycik”). I nic
dziwnego, że takie określenie paść może na jeden z najwspanialszych szczytów
alpejskich z ust człowieka, który ocenia górską panoramę z wyżyn najedzonego
żołądka po wygodnej przejażdżce tramwajem, którym poprostu jest każda kolejka
linowa. Ale nie długo trwało podziwianie krajobrazu przez dobrane towarzystwo!
Rzut oka na zegarek: zbliża się dwunasta, święta godzina obiadu zachodniego
Europejczyka. I całe towarzystwo, którego nie zdołała poruszyć wspaniałość i
groza alpejskich szczytów, nagle ożywiło się, jak iskrą elektryczną tknięte. Na
czele pędziła do stacji kolejkowej grubawa dama, a za nią zdyszani jegomoście,
aby przypadkiem nie spóźnić się na obiad do pensjonatu.
Zapytuję: czy jest powód, aby
propagować wpuszczanie takiego elementu przez kolejki linowe do wnętrza gór? Walery
Goetel w Wierchach (1933) ,str. 192.
Chyba
nikt nie zaprzeczy, że pieniądze, włożone np. w polską wyprawę w Góry Smocze
(umyślnie wymieniam cel, którego nie propaguję) bardziej się „opłaca” niż np.
pieniądze wydawane na udział w olimpjadach.
Jan A. Szczepański, Taternik, 1936, str. 122.
Zapomniana możliwość
W razie
ponownego wejścia w życie konwencji turystycznej z Czechosłowacją, możliwe będą
nadto wycieczki w pasie konwencyjnym, które podajemy orientacyjnie:
96. Z Hali
Gąsienicowej przez Liliowe – Zawory – Wrota Chałubińskiego do Morskiego Oka
(ok. 6 – 6 1/2 g.).
97. Z Hali
Gąsienicowej przez Liliowe – Zawory – Przeł. Koprową do jeziora Popradzkiego
(ok. 9 – 10 g.).
98. Z dol.
Pięciu Stawów Polskich przez Gładką Przełęcz do dol. Koprowej (3 – 4 g.)
względnie przez Przełęcz Koprową do Jeziora Popradzkiego (4 – 4 1/2
g.).
99.
Z Morskiego Oka przez Rysy do Jez.
Popradzkiego (ok. 7 g).).
100.
Z Roztoki przez Polski Grzebień do dol. Wielickiej (5 - 6 g.)
Władysław Krygowski, Wycieczki górskie, 1948.
Zapomniana
ekologia
Papiery można spalić, odpadki zabrać ze sobą lub
pochować pod kamieniami, by nie zamieniać pięknych zakątków górskich w cuchnące
śmietniki.
Zbigniew Korosadowicz, Tatry i Zakopane, wyd. Hermes, Łódź, 1949.
Był
projekt wybudowania na Dunajcu blisko Czorsztyna zapory wodnej dla celów
elektryfikacyjnych. Wody spiętrzonego Dunajca zalałyby wówczas część doliny u
stóp Czorsztyna. Projekt ten wywołał jednak protest wielu czynników, które
broniły pierwotnego charakteru doliny.
Jan Reychman, Podhale, Nasza
Ksiegarnia, 1949, str. 40-41.
Rozmowny,
łatwy i koleżeński. Patrzyłam zdziwiona na jego przyjemny uśmiech i miłe,
łagodne w rysunku usta. Widywałam go potem parę razy na Krupówkach. Lenin chodził zawsze w rozpiętym płaszczu.
(ze wspomnień dr
Kowalewskiej-Łypacewiczowej, wg. artykułu
Jana Kalkowskiego, Wierchy, 1950-51,
str. 50)
Koleje linowe na Kasprowy Wierch i na Gubałówkę
stanowią wielką atrakcję i udogodnienie dla zwiedzających. Dla celów
narciarskich ma być wkrótce zbudowana kolej linowa wisząca innego typu z
Zakopanego na szczyt góry Krokwi (1378 m.)
Tadeusz Zwoliński, Zakopane i Podhale, 1951,
str. 54.
Zapomniana wąskotorówka
Miała
to być kolejka wąskotorowa o 80 cm szerokości torów i długości przeszło 13 km,
z tym że na przestrzeni 10 km byłaby kolejką zębatą. Trasa kolejki miała wieść
z Kuźnic, południowo-zachodnim stokiem Skupniowego Upłazu pod Kopę Magury,
popod Kasprowy, Beskid aż do Przełęczy Świnickiej. Projektodawcy przewidywali,
że miała ona służyć eksploatacji granitów pod Kasprowym i Świnicą, oraz
przewozowi drzewa, z ruchem pasażerskim do 20000 osób rocznie, Na Przełęczy
Świnickiej miały być: restauracja, hotel ze schroniskiem i obrotnica dla
lokomotyw.
(szczegóły projektu, złożonego w Sejmie
Galicyjskim 21 czerwca 1902 r. przez Waleriana Dzieślewskiego, cytat wg książki Stanisława Berezowskiego, Hala Gąsienicowa, 1954, str. 70-71.)
Zapomniana ulica
Nad
potokiem wiedzie dróżka do stacji kolei linowej pod Gubałówką, w prawo zaś –
ulica Stalina (dawniej Nowotarska)
Tadeusz
Zwoliński, Zakopane i Podhale, 1951,
str. 64.
Zapomniane miasto
Zbocza jej [Gubałówki] są najbardziej nasłonecznioną, bo zwróconą ku południowi, częścią
Zakopanego. Tu też, po zbudowaniu dróg i przeprowadzeniu planu regulacyjnego ma
w przyszłości powstać „Nowe Zakopane”.
Tadeusz Zwoliński, Zakopane i Podhale,
1951, str. 69.
Do jazdy na bobsleigh’ach zbudowano tor długości ok 1500 m
w Kuźnicach, obecnie nie odnawiany. Nowy tor powstać ma na terenach sportowych
projektowanych na stokach Krokwi.
Tadeusz Zwoliński, Zima w Tatrach, 1953, str. 15.
Zapomniany wyciąg
Saniowy wyciąg linowy dla narciarzy zaczyna się
przy małym budynku w kotle Suchej Dolinki u stóp Kasprowego, ciągnąc się prostą
linią długości ok. 300 m do gmachu stacji końcowej. Elektryczny wyciąg linowy
pokonuje różnicę wzniesień wynoszącą 102 m. Składa się on z dwóch sań,
mieszczących po 20 osób. Wyciąg saniowy umożliwia szybkie i łatwe wydostanie
się na szczyt po zjeździe do Kotła.
Tadeusz Zwoliński, Zima w Tatrach, 1953, str. 14.
Zapomniana melodia
Słowa: Jan Długosz
Raz, dwa lewa
Raz, dwa, lewa,
Idzie sobie Wawa
I piosenkę śpiewa
W górze płyną chmury
W dole Czarny Staw
A Wawa naprzód idzie
I śpiewa sobie tak:
Chodź moja Stefanio
Na tę Żółtą Igłę
Dokonamy tutaj
rzeczy niedościgłe
Będzie nasza sława
Całą wieczność trwać
Wawa i Stefania
Wawa i Stefania
Zrobią wariant H.
Raz na prawo
Raz na lewo
Wawa jest na Igle
Ale już nie śpiewa
Bo w dole Stefania
W górze chwytów brak
Lecz Wawa naprzód idzie
I śpiewa sobie tak:
Chodź moja Stefanio
Bo nas sława czeka
Jakoś cię przeciągnę
Szczyt już niedaleko
Choćbym nawet tydzień
Miał do góry iść
Wawa ze Stefanią
Wawa ze Stefanią
Wawa ze Stefanią
Drżącą jako liść.
Pierwsze wejście
Pierwsze zejście
Wawa już wykosił
Auserowe przejście
Zeszedł tak jak weszedł
Jak mucha albo ptak
I razem ze Stefanią
Śpiewają sobie tak:
Zrobiliśmy drogę
Drogę podciągową
Bośmy się nawzajem
Podciągali zdrowo
Nikt już z taterników
Nie dorówna nam
Wawie i Stefanii
Wawie i Stefanii
Wawie i Stefanii
Nawet Puš’kaš sam.
(ok. 1954)
W
związku z ewentualną budową osiedli wczasowych na pasmie Witów-Bukowina
projektowane jest przeprowadzenie autostrady łączącej Podczerwone, Witów,
Płazówkę, Kościelisko, Zakopane, Poronin i Bukowinę. Autostrada poprzez
Bukowinę i Głodówkę biec będzie dalej do Morskiego Oka. Podstawą komunikacji
osobowej wzdłuż pasma W-B byłaby jednak kolej elektryczna łącząca poszczególne
miejscowości szlaku.
Barbara Bazińska, Bukowina
Tatrzańska, 1954, str. 44.
Zapomniane zaznaczenie
Droga
przez Skupniów Upłaz jest bowiem jednym ze szlaków przepędzania owiec na Halę
Gąsienicową. […]. Trzeba też zaznaczyć, że właściwie również do historii należą
wielkie rzesze turystów, wędrujących tą ścieżką.
Stanisław Berezowski, Hala
Gąsienicowa, 1954, str. 19.
Z ulicy Krupówki […]
zaczynają się znaki turystyczne niebieskie z czerwoną gwiazdką.
Tadeusz Zwoliński, Przewodnik po Tatrach, 1958, str. 57.
Zapomniana zapora
(…)
przy budowie skądinąd doskonałej nowej drogi z Poronina przez Bukowinę do Łysej
Polany popełniono fatalne błędy lokalizacyjne, prowadząc ją przeważnie dołem,
terenami bez walorów widokowych, a w
dodatku wzdłuż potoku, który ma być spiętrzony zaporą.
(Władysław Bieńkowski, cyt. wg
Przekroju z 28 maja 1961)
Zapomniane przyśpiewki
Lubiliśmy
ostre granie
Granie
ostre niesłychanie
Nie
potrzeba mnożyć zdań
By
zrozumieć, czym dla pań
I
dla panów taka grań...
Grań
Hrubego, grań Świnicy
Przekosiliśmy
jak dzicy.
Piękna
jest Pośrednia Grań.
Kiedyś
też weszliśmy nań.
My
lubimy ostre granie... itd.
Grzebień
Wideł, Koń Lodowy
My
to dawno mamy z głowy.
No
a taki Ostry Szczyt
Dla nas był za tępy
zbyt!
My
lubimy ostre granie... itd.
Cała
grań Morskiego Oka
Była
dla nas za szeroka,
Jeden
tylko Żabi Koń ...
Więc
sentyment mamy doń...
(hymn
Starszych Taterników, anonim, plagiat z KSP)
Zapomniany wiersz (stosować dożylnie!)
Jesteście
tylko
Jednym z
miejsc na ziemi
Punktem na
mapie
To nasze
ludzkie oczy
Przemieniają
was stale od nowa
W żywe
piękno
To nasze
ludzkie serca
Pozwalają
wam
Istnieć
inaczej
(Maria Kalota-Szymańska)
Góry polskie stanowią skromną cząstkę
powierzchni całego kraju, ale na nich właśnie skupia się szczególne
zainteresowanie turystów, naukowców, literatów, artystów. Zarówno w czasach
minionych, jak i obecnie, przyroda górska inspirowała autorów prac naukowych i dzieł sztuki. To w górach
zrodził się polski ruch ochrony przyrody,
dzięki nim dojrzewały koncepcje społeczne i filozoficzne. Obecnie ta
kulturotwórcza rola gór maleje, a samo istnienie ich walorów znalazło się w
niebezpieczeństwie. Z przerażeniem obserwujemy skutki rabunkowej gospodarki
leśnej, niepokoją metody gospodarki rolnej i hodowlanej. Góry polskie ulegają
nadmiernej zabudowie, przeważnie o charakterze elitarnej, służącej jedynie
dobrze sytuowanym grupom i jednostkom.
(z listu
X Krajowego Zjazdu PTTK do Sejmu P.R.L., 14 listopada 1981 r.)
Zapomniana amosfera
Zdecydowano
się zatem na Kasprowy. Już na tym etapie projektu powstały pierwsze
kontrowersje i protesty ze strony Państwowej Rady Ochrony Przyrody i licznych
środowisk związanych z turystyką. Tylko w pierwszej połowie 1934 roku blisko
100 towarzystw, instytucji i organizacji społecznych ogłosiło protesty
przeciwko planowanej budowie. Przeszło 90 pism ogłosiło kilkaset artykułów, w
których dziennikarze wypowiadali się przeciw kolejce.(...) W takiej atmosferze
decyzję o budowie podjęto w lipcu 1935 roku.
Maciej Pinkwart, Góry, narty,
koleje linowe, wyd. Karpaty, Kraków – Zakopane, 1995.
Zapomniana cholera
Bo
kiedy po przedeptaniu wszystkich starych, znanych szlaków znajdziesz się gdzieś
daleko w wymarzonych Himalajach lub mglistej, tajemniczej Szkocji, to i tak nie
opędzisz się od wspomnień i porównań. Wtedy Fang w rejonie Annapurny przypomni
Ci Granaty, a wzgórza Cuillins na wyspie Skye podobne będą do Doliny Pięciu
Stawów. Schronisko w Alpach, chociaż o niebo czystsze i wygodniejsze, nie
zastąpi werandy w Morskim Oku... I zadasz sobie pytanie, po jaką cholerę
tłuczesz się przez pół świata, skoro najważniejsze masz na wyciągnięcie
ręki?
Wojciech Lewandowski, Mirosław Pawłowicz, Tatry Polskie, wyd. Pascal. 1997.
Zapomniany krasnoarmiejec
Z
takim człowiekiem nie wiadomo, co zrobić, najlepiej byłoby tak jak w wojsku,
dać order, awans, a potem rozstrzelać.
(wg
Gazety Wyborczej 6 stycznia 2000, tak miał powiedzieć wiceminister Janusz Radziejowski
o dyrektorze TPN, Wojciechu Gąsienicy-Byrcynie).
Dzieci wciąż jeszcze uczą
się w III klasie takiego wierszyka. Jak długo jeszcze?
W
parku narodowym
Wszystko
jak przed laty
Łoś
dźwiga na głowie
Olbrzymie
łopaty.
Żubr
wystawia z gąszczu
Skudłaconą
brodę.
Za
płochliwą sarną
Drepce
sarnię młode.
Tu
nikt młodym liskom
Nie
psuje zabawy,
Nikt
nie zrywa kwiatów
Nikt
nie depcze trawy...
Pierwszą ustawą, której celem było chronić coś w
Tatrach była ustawa o ochronie kozic i świstaków w 1869 roku. Już prawie
niczego nie było do ochrony: do tego roku wystrzelano niemal wszystkie kozice
(zostało ok. 60) . Ustawę (o którą
walczyli przede wszystkim Eugeniusz Janota i Maksymilian Nowicki) było bardzo
trudno przeforsować. Jak pisał Stanisław Eljasz-Radzikowski w 1874 r., „łatwiej
przyszło pokonać ciemnotę górali niż namiętność tak zwanej inteligencji”. Kary
za zabicie kozicy były dość surowe: areszt do 20 dni lub 100 złr grzywny, ale
poza tym pierwsi dwaj strażnicy (Jędrzej Wala i Maciej Sieczka) „morały
kładzione w uszy przestępcy popierali dotykalniejszymi argumentami”.
Pierwszy
„park narodowy” w Tatrach był ściśle prywatny. Otóż w 1878 roku dobra
jaworzyńsko-lendackie zakupił pruski książę Christian Hohenlohe. Na swoich terenach ustanowił imponujących
rozmiarów zwierzyniec. Zakazał turystom wstępu. Schronisko na polanie pod
Wysoką przerobił na strażniczówkę. Narzekał Walery Eljasz: „Odkąd dobra
Jaworzyńskie przeszły w ręce Prusaków, odtąd na obszarze Tatr do tych
posiadłości należących zniknęła swoboda ich zwiedzania. Wszelkie inne
najcudowniejsze zakątki doliny Białej Wody zamknięto dla gości, tylko jeden
szlak na Polski Grzebień pozostał wolnym do przechodu i to tylko w kierunku
doliny Świstowej”. Hohenlohe zresztą chronił zwierzęta po to, by potem do nich
strzelać. „Najjaśniejszy Książę Christian Kraft Hohenlohe na tem miesci
zastrczelił dnia 5ego Septembra 1924 tysięcznego capa” - głosi po polsku napis na pomniku w dolinie
Hawrańskiej. Działania „ochroniarskie” księcia wynikały z pasji myśliwskiej i
chęci zarobku. Dlatego i w polskiej i w słowackiej literaturze nie jest
oceniany jednoznacznie, choć Słowacy piszą o nim cieplej niż Polacy. Hohenlohe
bowiem podsycał spór galicyjsko-węgierski o Morskie Oko, czyniąc to zresztą
wyłącznie dla biznesu. Z tego samego powodu zaproponował po I wojnie, że
sprzeda Polsce Tatry Jaworzyńskie, ale Sejm uznał, że nie da pieniędzy na „kupę
kamieni”.
Walkę o utworzenie parków narodowych w polskich
górach podjęło po I wojnie z dużą energią PTT. Każda „kronika” z Wierchów z lat
międzywojennych (pisana zawsze przez Walerego Goetla, z wyjątkiem ostatniej z
1938 roku) zaczyna się od szczegółowego raportu o stanie tej batalii. Argumenty
były zawsze jednakie:
- Pan byś chciał, żeby
w Tatry nikt nie chodził...
- Chciałbym, żeby było
po co w nie chodzić.
A
oto fragment z Wierchów z 1931 roku
(tom IX). Pisze znów Walery Goetel:
Akcja tworzenia górskich Parków
Narodowych w Polsce odbywa się nieustannie w atmosferze bojowej. Raz zwyciężają
zwolennicy tej sprawy, drugi raz jej jawni lub zamaskowani przeciwnicy.
Niektórych z naszych pracowników, czy też sympatyków, opada już znużenie w tej
walce. (...) Tym odpowiedzieć należy: walka o parki Narodowe trwać będzie
niewątpliwie długo, poniesiemy w niej niejedną klęskę i niejeden zawód. Jeśli
jednak chcemy wygrać i ocalić nasze najpiękniejsze okolice górskie od
niepowetowanego zniszczenia, musimy sprawę rozłożyć na lata oraz zdobyć się
cierpliwość i wytrwałość.
Nie
obyło się bez dramatycznych zajść; gdyby doszło do nich dzisiaj, miały by
zapewne gorszy przebieg:
W czasie prac komisji wojewódzkiej nad lasami
tatrzańskimi doszło w sierpniu b.r. (1931) do ubolewania godnych zajść. Komisja
pod przewodnictwem inż. Owczarzaka przeprowadziła badania w lasach okolicy
doliny Chochołowskiej w kompleksie należącym do 7 gmin zachodnio-tatrzańskich,
poczem zebrała się posiedzenie końcowe w Witowie (...) Do pokoju, w którym
urzędowała komisja, wdarli się górale z kijami i ciupagami i pobili dotkliwie
inspektora lasów gminnych z Nowego Targu inż. Kabłaka, a nadto inż. Owczarzaka i
inż. Madeyskiego. Miejscowy leśniczy inż. Krzysiak musiał ratować się ucieczką
i tylko szczęśliwego wypadkowi należy zawdzięczać, że nie doszło do prawdziwego
rozlewu krwi o nieobliczalnych następstwach. Władze uczyniły, co do nich
należy. Zaaresztowano winnych, co do których dalszego losu rozstrzygnie sąd.
Jednym z częściej wysuwanych argumentów
za likwidacją TPN jest to, że jest on „stalinowski”. Każdy, to choć trochę zna
historię PTT dostrzeże śmieszność tego argumentu. Nie warto go w ogóle tu zwalczać. Można tylko się smucić, że
również w dzisiejszych czasach można używać gęby jako cholewy i mieć
poważanie.
Od
bardzo wielu lat (wcale nie od 10 ani 20!) lobby zakopiańskie działa tylko z
jednym celem: maksymalizacji zysku z turystyki. W obecnych czasach ma to nawet niezły odzew społeczny. Stopa zwrotu inwestycji ma być dodatnia i o
co więcej chodzi? Coraz większa część społeczeństwa poparłaby wprawdzie
Pawlikowskiego (p. wyżej) , ale w taki mniej więcej sposób: „Oczywiście, że
chcemy, by było po co jeździć w Tatry. To właśnie dlatego zróbcie więcej
wyciągów, więcej MacDonaldów, wyasfaltujcie ścieżkę na Zawrat, żeby dało się
wjechać mountain-bikiem, oświetlcie Orlą Perć – można przecież wprowadzić
nocne, droższe bilety i wyjdzie z tego niezły interes. A jeśli się wszystko
sprywatyzuje i da każdemu po jednym szczycie, to będzie on dbał o swoje,
chronił, pucował i w ogóle. Prywatne jest zawsze lepsze, a kto tak nie uważa,
to jest komuch oraz cyklista i my go zaraz ciapniemy bez łeb”.
Anglik, Wisława Szymborska i Byrcyn-Gąsienica
17
grudnia 1999 roku na Discovery Channel
pokazano kolejny odcinek filmu o tym, jak pewien młody człowiek przez półtora
roku (!) wędrował z Anglii do Stambułu. W naszej części Europy trasa jego
wiodła dokładnie łukiem Karpat. Bohater
po przekroczeniu przełęczy Dukielskiej znajdował się jakoś tak od razu na Ukrainie... W odcinku było o
Huculszczyźnie.
Autor
filmu prezentował przeciętną wiedzę Wyspiarzy o naszej części Europy
(„że Wiedeń wyzwolił pianista Pedriuski..”). Zdumienie jego nie miało granic,
gdy zobaczył, jak żyją pasterze huculscy, jak się doi owce („nie wiedziałem, że
to tak się robi”), Zza kadru mówił mniej więcej tak: „Jak bardzo to się różniło
od tego, co naczytałem się o Europie
Wschodniej, że tu tylko w szarych domach-blokach ludzie piją wódkę...”).
Szałas pasterzy był dla naszego
podróżnika „klaustrofobiczny”, za to dojenie -
romantyczne i nawet wyraźnie brudne aluminiowe wiadro nie psuło mu obrazu. A gdy lokalny Sabała zagrał nie na gęślikach
wprawdzie, ale na krótkiej fujarce, zachwyt Anglika nie miał granic. „Oto
prawdziwi władcy gór, na co dzień zmagający się z pogodą, porami roku i
niedźwiedziami” – taki mniej więcej komentarz wygłosił zza ekranu, pewnie
siedząc już w wygodnym fotelu.
„Niehigieniczne jest piękne” zdawał się wzdychać z tęsknotą. Odcinek
kończył się bardzo ładnym, nastrojowym ujęciem oddalającej się sylwetki naszego
turysty w zachodzącym Słońcu na
opadającej ku połoninom wapiennej grani.
Współbrzmi z tym fragment opublikowanej w
Gazecie Wyborczej recenzji Wisławy Szymborskiej książki „Sklep potrzeb
kulturalnych” , którą napisał Antoni Kroh a wydał Prószyński 1999. Cytujemy:
Mity wokół góralszczyzny biorą początek w latach 70
XIX stulecia, kiedy to Podhale i Tatry „odkryto” i z entuzjazmem zaczęto
lansować. Fizyczny typ górala wydawał się wyjątkowo foremny, jego duchowość
nieskażona pańszczyzną, pro-stota jego życia godna naśladowania... Tymczasem na
tej kamienistej ziemi pano-wała od wieków nędza, a nędza nie jest wylęgarnią
piękności. Inteligenci z nizin podczas wypraw w wysokie góry mieli do czynienia
z przewodnikami, a tych wybierano starannie. Musieli to być mężczyźni młodzi,
zdrowi i na tyle silni, żeby nosić kufry z żywnością {przyp. red.: błąd: do tego był „chłopiec pod to-rbę”}, a przy
przechodzeniu potoków brać na barana popiskujące damy w gorsetach {a tu nie
myli się Noblistka, to był przywilej przewodników}.
Cóż, przysłowiowej „galicyjskiej nędzy” dawno już
na Podhalu nie ma i może dlatego „lokalni mieszkańcy” ... pragną coraz więcej.
Nie tylko pieniądz rodzi pieniądz, ale i pragnienie pieniędzy rodzi pragnienie
pieniędzy. Żeby nie ten Byrcyn, to można by na przykład przerobić Morskie Oko na basen z ciepłą wodą..