|
13 maja 2010
Swobodne Towarzystwo
Śpiewacze
Stołecznego Klubu Tatrzańskiego
STARA ROBOTA
przedstawiło śpiewogrę „Niech żyją góry, turnie,
przełęcze…”
|
Nasze STŚ „Stara Robota” to obecnie: (alfabetycznie
według imion): Alina Wrońska, Barbara Kaczarowska, Elżbieta
Wojnowska, Ewa Chałasińska, Irena Kozłowska, Krystyna Dolebska,
Krystyna Krasińska, Marek Fijałkowski, Maria
Grochowalska, Michał Szurek, Tadeusz Guranowski, Wojciech
Wojtyński. Wspiera nas dobrym słowem koleżanka prezes naszego Klubu, Elżbieta
Jaworska, zaś Krystyna Stańczak-Pałyga próbuje sprawić, by nasze wspólne
śpiewanie było jako-tako skoordynowane. Naszą siedzibę mamy w dolinie Starorobociańskiej,
widocznej poniżej.
PONURY: Witam
wszystkich. To miło, że zaszczycacie nas swoją obecnością. Widujemy się często,
w Klubie, w Puszczy, na wyjazdach. To dobrze. Bo nie jest tak, jak w znanym
dowcipie góralskim, no, quasi-góralskim. Stoi gość na Krupówkach, a jakiś góral
patrzy na niego, patrzy i mówi: „Aleś-cie się panocku, postarzeli.” Gość
zdziwiony patrzy na górala. „Czy ja u was w zeszłym roku byłem?” „Nie.” „A
znacie wy mnie?” „Nie.” „A widzieliście mnie kiedyś przedtem?” „Nie.” „No, to
skąd wiecie, że się postarzałem?” „A przecie widzę!”
I to jest, moi kochani,
jedna z zalet częstego spotykania się. Nie starzejemy się. A jak z pamięcią?
Nie zapominacie za dużo? No, zobaczymy. Jaki dzień tygodnia jest dzisiaj?
Bardzo dobrze! Czwartek. A co mamy w czwartki? No, jasne, spotkania klubowe.
Kiedy
idę sobie wolno w czwartek,
Gdy
wieczorny spływa mrok,
To
refleksje takie nieodparte
Stale
mi przychodzą co krok:
Że
zaraz Miodowa i Trasa WZ,
I już
Senatorska, i schody, i wnet:
|
W tej sali
Klub,
I w tamtej
Klub,
A w dole
sklep antyczny...
I koleżanka
miła lub
Kolega
sympatyczny!
Prelegenci
slajdami migają
I o górach
nam opowiadają...
Mój Klubie,
ach, o Tobie w snach
Ja marzę, aż
cały żem w łzach.
|
PONURY: W górach zawsze się
śpiewało, najlepiej razem. Spróbujmy. Słowa macie w programie, pierwsza
piosenka …, już, każdy znalazł, no, to zaczynamy, na znaną melodię, aha, w
stosownym miejscu śpiewamy „kochankę” lub „kochanka”, (a nawet „kochanki” bądź
„kochanków”) w zależności od gustu i temperamentu. Już, wszyscy znaleźli słowa?
W
schronisku znaleźć
ciemny kąt,
I
usiąść z piwa dzbankiem.
Pogwarzyć,
dokąd, gdzie i skąd
Pójdziemy
sobie rankiem.
|
Nie
dbamy, że nam zmarznie nos,
Lub
upał nas dopadnie.
Wygraliśmy
od życia los,
Bo
w górach jest ładnie,
jest ładnie.
A
gdyby ktoś mi
wybór dał:
Kochankx, wór ze złotem,
Usłyszałby:
„weź sobie sam”,
Ja
w góry mam ochotę.
|
Na
próżno ktoś tam
wdzięczy się
I
złoto pobrzękuje…
Ja
biorę plecak stary i
Pakuję,
pakuję, pakuję.
A
gdy nadejdzie sądu czas,
I
stanę u stóp tronu.
Pokłonię
ja się Panu w pas,
I
powiem bez pardonu:
Rozkoszy
rajskich dasz mi sto,
Lecz
o tym może potem,
Bo
jeśli gór tu nie ma to,
Poproszę
z powrotem,
z powrotem!
|
PONURY: W Polsce jest dużo gór, od Bieszczadów po
Sudety. Wszędzie się nie da wejść, a szkoda… Ale, z drugiej strony, to i dobrze
– zawsze coś zostaje na następny sezon.
W Polsce jest
dużo gór,
Od Bieszczadów
po Sudety.
Ścieżek w nich
cały sznur.
Znać chcieliśmy
ich sekrety.
Wszędzie wleźć, wszędzie być.
Na wierzchołku każdym stać.
Tak pragnęliśmy te góry
Znać.
W Tatrach znać
każdy szlak,
Każdą halę,
wszystkie stawy.
Godzinami
patrzeć, jak
Spada woda spod
Siklawy.
Każdą przełęcz,każdy żleb,
By
nie zlecieć tam na łeb,
Znać
jak zwykły nasz powszedni
Chleb.
Gorce zleźć
wszerz i wzdłuż.
Znaleźć halę pod
Kudłoniem,
Gdzie jagody,
czarne już,
Fioletowo barwią
dłonie.
Te borówki garścią rwać.
Garścią
je, jak życie brać.
Tak
myśleliśmy, że będzie
Trwać.
|
Świat już ma
wiele miejsc,
W których jesteś
zakochany.
Chciałbyś je w
poprzek przejść
Pireneje czy Gorgany.
Możesz je z talii brać,
Jak na giełdzie nimi grać…
Byle sił starczyło,
Sia go
Mać.
Ziemia ma
szczytów sto,
A być może sto
tysięcy.
Zliczyć, a
wyjdzie to,
Że ich jeszcze
będzie więcej.
Chrypiał nasz wielki bard,
Że
szczyt nowy więcej wart.
Czy
to tylko taki barda
Żart?
Mamy dziś tyle
lat,
Ile mamy. Bez
gadania.
I nie składa się
nasz świat
Z gór wysokich
zdobywania.
Ale wiemy, co tu kryć,
Warto
było tyle żyć,
Żeby
w górach tak po prostu
Być!
|
PONURY: Znamy wszyscy niebezpieczeństwa górskie. Trudności, lawiny,
brak kondycji, zwłaszcza u niektórych. Zaśpiewamy o jednym z takich
niebezpieczeństw. Wszyscy się kiedyś o nie otarli, ba, zanurzyli, zostali wciągnięci….
(zawiesza głos)
WESOŁY: Oj, to były
czasy. Chcecie posłuchać, jak dawniej było w górach? Teraz takiej herbaty już
nie ma. To sa ne vrati. Przewodnik Walerego Eljasza, 1886.
Na wierzchu Czerwonego Wierchu Małołączniaka
zwykle piją goście herbatę, bo niedaleko od szczytu we Wielkiej Turni jest
źródełko wody i kosówka na opał blisko, o czem przewodnik każdy wiedzieć
powinien.
No, to posłuchajmy o
niebezpieczeństwach.
Gdy
jest mgła, turyści się gubią
Dobrze
znana prawda jest ta.
Potem
czubią się i mniej lubią się.
Wtedy,
kiedy w górach jest mgła.
Taka gęsta...
Zamiast w prawo, idą w lewo,
Gdzie jest skała, widzą drzewo.
W przepaść wiodą kroki swe,
Podśpiewując słowa te:
Gdy jest mgła, turyści się gubią
Dobrze znana prawda jest ta
Potem czubią się i mniej lubią się.
Wtedy, kiedy w górach jest mgła.
Taka gęsta…
Wynajdują ścieżki nowe
Z Murowańca na Liliowe,
Stąd na Kozi chcą jak w dym,
Co więc zaśpiewamy im?
|
Gdy jest mgła, turyści się gubią
Dobrze znana prawda jest ta.
Potem czubią się i mniej lubią się.
Wtedy, kiedy w górach jest mgła.
Taka
gęsta...
Czasem się rozejdzie plotka,
Że turystę niedźwiedź spotkał,
A choć grzeczny był to zwierz,
Wszyscy powtarzają też:
Gdy
jest mgła, to misie się nudzą,
Dobrze znana prawda jest ta.
Później
budzą się i też nudzą się,
Wtedy,
kiedy w górach jest mgła
Taka gęsta...
Taki morał chcę tu upiec:
Gdy jest mgła, to siedź na tyłku,
Do wysiłku porzuć chuć,
I cichutko sobie nuć:
Gdy
jest mgła, turyści się gubią itd.
|
WESOŁY.
Mam zagadkę. Ale trudną. Pochodzi znów z przewodnika Eljasza, przypominam,
pierwsze wydanie rok 1872. Co to za część ciała, która ...
oddaje niesłychane usługi człowiekowi przy
spuszczaniu się ze szczytów gór. Na lada jakim czerepie wystającym ze skały,
uczepić się na niej można, w czem wielkiej nam pomocy udziela szorstka
powierzchnia skał granitowych.
Eljasz daje odpowiedź: to część ciała, na której zwykliśmy
siedzieć.
WESOŁY.
Mam tu jeszcze jedną ciekawą opinię (czyta) :
Zdaje się nie ulegać wątpliwości, że
taternictwo upada, że nawet młodzież, zamiast się wspinać po przepaścistych
turniach, woli w Zakopanem grać w tenisa słowem, że procent ludzi, żądnych
silnych wrażeń, a przytem wytrzymałych na kilkudniowe trudy i niewygody,
zmniejsza się stopniowo.
PONURY: Tak, to
bardzo aktualne. Ta dzisiejsza młodzież… Czy to artykuł z tego roku?
WESOŁY: Nawet nie z
tego wieku, ani nawet nie z poprzedniego. To gazeta Czas, sierpień 1899.
PONURY: Ta druzgocąca opinia nie dotyczy n
a s z y c h kolegów i koleżanek. Oni zawsze się chętnie wspinają!
PARTNERKA:
O
partnerze, czy jesteś na dole?
Ja
kominem się tutaj gramolę.
Tam,
gdzie wielka przewieszka
Nasza
miłość zamieszka.
O,
partnerze czy jesteś na dole?
PARTNER:
O,
partnerko czy jesteś na górze?
Ja
w tych skałach
Nie
wytrzymam już dłużej.
Widzę
stojąc w tym żlebie,
Na
błękitnym mym niebie -
Oczy duże!
|
PARTNERKA:
O,
partnerze, ja ściągam już linę.
Asekuruj
mnie z bliska, dziewczynę.
Lecz
nie powiem ci szczerze
Na
co chętka mnie bierze,
Sam
odgadniesz, partnerze, partnerze!
PARTNER:
Ach
partnerko, już mknę jak kozica.
Twoja
postać mnie zawsze zachwyca!
Widzę
wszak pod twą kurtką,
kurtką twą z Goreteksu
Tyle
seksu!
|
WESOŁY:
Dawniej ludzie byli weselsi. Teraz wiem dlaczego…. . Znów przewodnik Eljasza. Mowa
jest o basenach w Jaszczurówce. Końcowa konkluzja, jak zobaczymy, i dziś aktualna.
Są dwa basseny szczelnie od siebie
przedzielone, przy nich komórki do rozbierania się. Jeden bassen służy dla
kobiet, drugi dla mężczyzn. Powracającym z dalekich do Tatr wycieczek kąpiele w
Jaszczurówce nader przyjemnie odświeżają ciało strudzone. Gaz osiadający na
ciele naszem w drobniutkich bańkach rozwesela kąpiących się i jemu należy
przypisać dobry humor tam w kąpieli bawiących; z obydwóch zbiorników rozlegają
się śmiechy i okrzyki z wesołości wynikające, co na zgryźliwie usposobionem
zwykle naszym społeczeństwie miłe sprawia wrażenie.
Zobaczmy, jak teraz ludzie się do siebie odnoszą:
Spotkaliśmy się w
ekspresie Tatry, wagon numer pięć.
I od razu
poczuliśmy szczerą ku sobie chęć.
KOLEDZY: W tym wagonie numer 5, od razu
szczerą chęć?
On turystą
doświadczonym był, jak bywa mało kto,
Tak przynajmniej
opowiadał, gdzie był i robił co.
KOLEDZY: Mówił jej, jak mało kto, gdzie był i
robił co.
Myślę: „będzie z
nim ciekawie na Zawracie albo gdzie,
A jak będzie mnie
uwodzić, chyba nie powiem nie”.
KOLEDZY: Na Zawracie albo gdzie, chyba nie
powie nie.
Więc o której?
Jedenasta? Trochę późno, lecz tak chciał.
Przyszłam. Czekał
niecierpliwie. Plecak wypchany miał.
KOLEDZY: Ona przyszła. On już stał. Plecak
wypchany miał. .
Kolejką na
Gubałówkę i przeszliśmy metrów sto.
On wyjmuje koc z
plecaka i mówi „to już to!”.
KOLEDZY: Kiedy przeszli metrów sto, on mówi:
„to już to!”.
Potem wziął
kiełbasę, wódkę i kieliszki nalał dwa,
Mówiąc: „No to
chlup, dziewczyno, na rozpoczęcie dnia!”
KOLEDZY:: Co to będzie? Nalał dwa - na
rozpoczęcie dnia!
Wnet położył się i
zasnął, chrapie mocno tak: chrap, chrap.
Myślę sobie: to
dopiero odrażający drab.
KOLEDZY: Dobry Boże, trap się trap - odrażający
drab!
Zła nań byłam,
lecz się bardziej do rozpuku śmiałam wciąż.
Morał stąd: na
wiele rzeczy najlepszy własny mąż.
KOLEDZY: Morał aktualny wciąż: najlepszy
własny mąż?
PONURY:
Czy znowu wyczytałeś coś ciekawego?
WESOŁY:
Tak, popatrz! Niewiele brakowało, a ekspres Tatry, w którym zaczęła się
usłyszana przed chwilą przygoda, jeździłby na trasie Warszawa Centralna –
Roztoka Główna. Był projekt kolei Nowy Targ-Roztoka.
PONURY: (kontynuuje): No,
tak, pomysłów udostępniania Tatr było w ogóle bez liku. Kolej parowa na
przełęcz Świnicką (z obrotnicą dla lokomotyw tamże i z nadzieją, że kolej
ułatwi góralom zwózkę siana z doliny Gąsienicowej!), szlak pod dachem z
Morskiego Oka przez Liptowskie Mury na Kasprowy (którego początkiem jest słynna
ceprostrada), szosa przez przełęcz Tomanową, a ostatnio mówi się od czasu do
czasu o tunelu z Zakopanego do Szczyrbskiego Plesa.
WESOŁY: O, właśnie, mam
coś a propos. Walery Goetel, Wierchy, 1931, Zobacz:
PONURY: (czyta).
Z projektu kolejek linowych
na szczyty tatrzańskie „poległ” już projekt kolejki na Garłuch […] . Wysuwany
następnie projekt kolejki na Rysy upadł również. Z kolei wypłynął, najgorszy
chyba ze wszystkich, projekt budowy kolejki na Łomnicę, która zniszczyłaby
królewski szczyt i cudowną dolinę Kamiennego Stawku.[…]. Na razie oczywiście w
związku z kryzysem nie jest i ten projekt niebezpieczny.
PONURY: (kontynuuje). No, to posłuchajmy
piosenki o sławnej przełęczy tatrzańskiej.
Przedstawię
się, bo pewnie mnie nie znacie,
Choć
ja was wszystkich
przecież dobrze znam.
Ja
drogowskazem jestem, z tabliczkami,
na Zawracie.
Od
wielu lat się przypatruję wam.
Gdy
orientacji ci stosownej brak,
Kiedy,
turysto, staniesz na przełęczy,
Spójrz
na mnie. Jestem tutaj. Ja, twój znak,
Co
za kierunek dalszej drogi ręczy.
Mam
cztery ręce. Są tu cztery ścieżki.
Każdy
turysta w inną stronę chce.
Świnica
albo Kozi i w doliny dwie przebieżki.
I
każdy tu o radę prosi mnie.
Wśród
gości społeczeństwa przekrój mam.
Chociaż
najwięcej trafia się studentów.
Ilu
artystów, sławnych ludzi, dam,
I
profesorów, i społecznych mętów!
Był
mnich buddyjski, ksiądz i poetessa,
Bo
różni ludzie przybywają tu.
Był
noworodek szwedzki,
co w matczyną pierś się wessał,
I
pani, co dożywa już lat stu.
|
Lutowy
mnie tu często ścina mróz,
I
Tatry śpią śniegami otulone,
Lecz
jakże jasno świeci Wielki Wóz,
I
niebo mam nad sobą rozgwieżdżone…
Są
urzędnicy tu na delegacji,
Informatyków
często bywa tłum.
Na
inżynierów patrzę,
biznesmenów po libacji,
I
jednostajny słyszę butów szum.
Oświadczyn
tu widziałem setki już,
I
materiałów wiele do rozwodu.
Zachwytów,
przysiąg, łez i, cóż,
Tego
przykrego między ludźmi chłodu.
Doktorat
mogę zrobić z socjologii,
Habilitacji
mam już chyba ćwierć.
Lecz
tkwię od tylu lat
w tej swojej tetralogii:
Świnica,
Stawy, Hala, Orla Perć.
Więc
chociaż będzie trudno rozstać się
Z
Tatrami mymi na błękitnym niebie,
W
Dolinę Cichą już na rentę chcę,
Tam
więcej czasu będę mieć dla siebie.
|
WESOŁY do PONUREGO. Przeczytaj
teraz ty, bo mi jakoś głupio. Jeszcze ktoś się obrazi.
PONURY: Mi też głupio. Może tego w
ogóle nie czytać? No, dobra, przeczytam.
Co do dyskusji u nas, w
której poruszono sprawę stroju turystycznego, to godzę się najzupełniej z dr. Z
Grabowskim, który słusznie wskazuje na niedopuszczalność chodzenia półnago po
Tatrach, co się coraz częściej wydarza. Nie chodzi mi bynajmniej o jakieś
świętoszkostwo. Ale musimy o tem pamiętać, że znaczna część ludzi zbudowana
jest szpetnie, a wystawianie paskudnych gołych cielsk na tle wspaniałej
górskiej przyrody jest haniebnym zgrzytem.
PONURY: Ale to drugie możemy na pewno przeczytać. (czyta)
Doc. Dr. Kazimierz Panek „Hygiena a taternictwo”
(1907):
Przed spaniem należy
wytrzeć suchym gałganem buty i powlec je smarowidłem. Czynności tej nie należy
poruczać służbie, operującej często smarugą bardzo podejrzanego pochodzenia.
PONURY: (kontynuuje): Posłuchajmy zatem o
butach.
Minął
lipiec, minął sierpień
|
|
|
Wśród
ogromnych moich cierpień.
Na
wrześniowych zwiewnych
mgieł spoglądam woal.
Bo
przez namiot wpół rozpruty,
Wiatr
mi nagle porwał buty.
Leżą
teraz gdzieś samotnie, pośród hal!
Żegnajcie
utracone,
Me
buty rozchodzone,
I
pastą jeszcze lśniące
W
nich miałem wejść na szczyt.
Nadejdzie wkrótce luty
I nogi przemrożone,
Minusy przejmujące,
Ach gdzież wasz wdzięk i sznyt?
To
cóż, że wejść ja mogę
W
trampkach na Granaty…
Ach
bucie mój, wspominam krój
Podeszwy
Twojej przebogaty!
Żegnajcie me wibramy!
Żegnajcie ulubione!
Molowe wiatru gamy
Pogłębią smutek mój!
|
Owszem
była i dziewczyna,
I
skracała nam się lina,
Co
do seksualnych nas skłaniało ról…
Lecz
jak jej całować wargi,
Kiedy
w stopy kłują piargi,
A
krok każdy sprawia gorycz albo ból?
Żegnajcie
utracone
Me
buty rozchodzone,
I
pastą jeszcze lśniące
W
nich miałem wejść na szczyt.
Nadejdzie
wkrótce luty
I
nogi przemrożone,
Minusy przejmujące,
Ach
gdzież wasz wdzięk i sznyt?
To
cóż, że wejść ja mogę
W
trampkach na Granaty…
Będzie
mnie kłuł i będzie pruł
Skarpetki
moje piarg na szmaty.
Zostały
tylko spodnie
I
buty pożyczone.
Ja
wiem – przez dwa tygodnie
Pęcherze
będę czuł.
|
PONURY: Jeszcze
się śmiejesz z piosenki?
WESOŁY:
Tak i nie. Zaraz i ty się pośmiejesz. Czy wiecie, że moglibyśmy być uzbrojeni w
sypiak w rukzaku?
PONURY:
Co proszę? Czy możesz po polsku?
WESOŁY:
To lepsza polszczyzna niż ci się wydaje. Proszę, sama zresztą przeczytaj,
jesteś przecież polonistką:
PONURY
(czyta)
Zygmunt
Klemensiewicz, Zasady taternictwa, Lwów 1913:
Główną częścią uzbrojenia turysty jest worek
turystyczny (rukzak). Powstała w ostatnich czasach nazwa „plecak” jest
obrzydliwym dziwolągiem bez żadnego uzasadnienia.
Stanisław
Eljasz-Radzikowski, Pam. Tow. Tatrz., 1907:
Kto pierwszy użył terminu „śpiwór”, winien
być publicznie wychłostany. Tak mógł określić worek do spania jakiś Murzyn,
który ledwo co liznął trochę języka polskiego. Najlepiej mówić na to po prostu:
sypiak.
Tu już nie równina,
tu klimat nie ten,
A wiele tu zdoła
zakłócić ci sen.
I lawin
kamiennych przeciągły
dochodzi
cię huk.
I można pójść w
bok, ułatwić
swój krok,
Lecz my
wybieramy trudny stok,
Zdradliwy, jak
na wojnie
potrafi być wróg.
Bez gór i
przepaści, bez lodu i skał,
Ty siebie sam
nie będziesz znał,
Choć w błogim
szczęściu
się
dawniej pławiłeś po czub.
Nie ujrzysz na
dole, by nie wiem, co,
Przez swoich lat
szczęśliwych sto,
Ułamka piękna,
co masz je
w górach u stóp.
|
W przepastnych
tych ścianach
nie czekaj na cud,
Bo
niebezpieczeństw i tak masz tu w bród,
I dobrze już
wiesz, że te skały
są kruche jak lód...
Nad tobą nikt
nie czuwa tak,
Jak mocny
partner i wbity hak,
I wiara, że
nigdy w skale
nie omsknie się but.
I drżą nam
kolana, tu siła i spryt.
Rąbiemy czekanem
tak drogę na szczyt,
A serce po
prostu do góry aż z piersi się rwie.
Świat cały na
dłoni, jak w pięknym masz śnie -
Lecz zazdrość
już drąży cię w sercu na dnie
Że ktoś na
wierzchołek
doliną dopiero się pnie.
Świat cały na
dłoni, jak w pięknym masz śnie -
I zazdrość już
drąży cię w sercu na dnie
Że ktoś na wierzchołek
doliną
dopiero się pnie…
|
WESOŁY: No,
teraz trzeba się wspinać. Dawniej było łatwiej…
PONURY: Jak,
proszę?
WESOŁY: O,
tak. Kolejki na Kasprowy nie było, ale można było łatwo dostać się jeszcze
bliżej Orlej Perci.
PONURY. Aha. Znowu Walery Eljasz:
Najusilniej
godzi się każdemu polecić zwiedzenie Świnnicy, tembardziej, że sobie wycieczkę
na nią ułatwić można podjazdem na koniu wierzchem aż po przełęcz Liljowe.
A nasza koleżanka ukochała jedną przełęcz tatrzańską.
Posłuchajmy.
Już,
gdy podchodzę na Mały Kościelec,
To
rozkosz wielką przeczuwam w mym ciele.
Lecz
nim to ciało stanie na przełęczy,
To
słania się i mdleje,
Lecz
dusza jest w tęczy!
A
kiedy błękit jest już nad górami,
To
z mojej duszy wypełza dynamit.
I
nad Gąsienicowymi Stawami
Płyną
natchnione, pełne szczęścia słowa me:
|
A
kiedy schodzę już do Zielonego,
Odwracam
głowę i patrzę na Niego.
I
chociaż ciało zeszło już z przełęczy,
To w duszy rozpacz czarna,
I tylko tak jęczy:
Ach,
czemuż niebo pokryte chmurami,
Za
chwilę w sercu wybuchnie dynamit.
Więc
nad Gąsienicowymi Stawami
Dusza mi śpiewa cicho, cicho słowa te:
Karbie!
/ Skarbie! … itd.
|
Karbie! / Skarbie!
Lubię leżeć na twym skalnym garbie.
W skale, stale. Wcale
Ja nie muszę przecież w miękkim żyć!
Ech, granit
Z grani,
Niechaj ciało me omdlałe rani !
Kłucie - w bucie – chucie - ja
Zwalczę, by na Tobie, Karbie, być.
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
PONURY: A i
ja mam zagadkę. Przyjaźniłem się kiedyś, no, z pewnym, znanym wam wszystkim łojantem.
Opowiadał mi wieczorami, gdzie był i robił co. Zapamiętałam dobrze
jeden opis. Ale zapomniałam, co to była za droga. Może obecni na sali koledzy i
koleżanki pomogą rozpoznać tę drogę?
Podbiegliśmy z kumplem do
ścianki, związaliśmy się sznurkiem i już jesteśmy w trudnościach. Najpierw
chała, chała - dwa wyciągi chała. Potem śliskie trawki, przewieszone piargi,
chała, znowu dwa wyciągi chała. A potem cholernie trudny auser: mohutna przewiecha
nad kosmicznym luftem, a ja ją koszę obojętnie na wszawo wbitych hakach, dalej
siedemnaście metrów ausera z psychologicznym hakiem i klama na prawą rękę.
Dalej chała, okap bez młotka, chała, chała i po trawce na piku. Rozwiązujemy
się z kumplem i spadamy na herbatkę do taborka.
PONURY (kontynuuje
po stosownej chwili). Ktoś rozpoznaje drogę? …..
PONURY: No,
tak. Posłuchajmy, ile jesteśmy winni społeczeństwu. Ale jak to spłacić? Pogląd
Zygmunta Klemensiewicza z roku 1912, czasopismo Taternik.
Biorąc rzecz ze skrajnie społecznego
stanowiska jest taternik człowiekiem uprzywilejowanym, korzysta bowiem z
własności publicznej (gór) we większej niż reszta społeczeństwa mierze i
powinien dług ten, o ile możności, spłacić.
Chyba jest coś w tym….
Sam
nie wiesz, od jak dawna
odkrywasz co roku,
Że cieszysz się
podmuchem wiatru na przełęczy,
Że zwykły las bukowy ma
tyle uroku,
Że deszcz, a potem
słońce i kolory tęczy.
Że przyjemnie się wahać,
którym
masz iść szlakiem,
Że wsłuchiwać się wciąż
we własne lubisz kroki,
Że zżyłeś się tak bardzo
ze swoim plecakiem,
Że ze szczytu chcesz
patrzeć na sąsiednie stoki.
Że prawdziwych
przyjaciół nie tykają lata,
Że pięknieją te, które
znasz od lat, dziewczyny,
Że jakaś dziwna patrzy z
kalendarza data…
Nie pytasz „co było?”, nie
szukasz przyczyny,
I nie myślisz też wcale
„dlaczego to robię?”,
Lecz wiesz, że nieraz
będziesz powtarzać te słowa-
Bo to wszystko od dawna
naprawdę jest w tobie,
I
ten wiersz w przyszłym roku napiszesz od nowa.
|
|
***
Zapomnieć
już o wszystkim chcesz,
Bo
nie poetą jesteś – wiesz.
Facetem
jesteś, jakich stu,
I
masz pragnienie jedno tu.
Mielonki
ćwierć i piwo „Lech”,
A
za posłanie miękki mech,
I
nie ma już ważniejszych spraw,
Nad
cichy szum beskidzkich traw.
Z
plecakiem iść, z plecakiem żyć.
Tak
lekko jest, tak chce się być!
Na
przełęcz wejść, choć znowu mży –
I
gęsta mgła, i szare dni.
|
W dolinie już się kończy dzień.
Nie mówi nikt „ty zmień się, zmień…”
Kumkają żaby, śpiewa staw
Piosenkę twych beskidzkich traw.
W zaułku serca zostaw znak,
By wspomnieć potem górski szlak –
Gdy Paryż, Londyn, Berlin, Rzym
Zwycięskim traktem będą twym.
Sukcesów
wiele czeka cię,
Nagrody,
sława, któż to wie?
Lecz
przez tysiące gromkich braw,
Usłyszysz
szum beskidzkich traw.
|
|
|
|
|
|
|
|
Wierchy, 1950/51. Letni sezon taternicki
1951 stał prawie wyłącznie pod znakiem szkolenia masowego. Na uprawianie
taternictwa indywidualnego po prostu nie było czasu. Oczywiście w ramach kursów
dla początkujących nie można było nawet marzyć o dokonaniu poważniejszych
wypraw taternickich, za to cyfra „osoboprzejść” jest naprawdę imponująca – około
1500.
Stoję na przełęczy
Tej między Kopami
I problem mnie męczy.
Popatrzcie no sami.
Szlak niebieski prosto,
Żółty skręca krzynkę,
Czy przez Boczań wracać,
Czy przez Jaworzynkę?
Tu turystów stu, tam turystów stu -
Którą drogę wybrać, może zostać tu ?
Tu wycieczek sześć, tam wycieczek sześć,
Gdzie to lepiej będzie znieść?
Idź za żółtym szlakiem,
Strzałka na mnie mruga.
Weź mnie, idź niebieskim,
Tak zachęca druga.
|
Tu miła przebieżka
Po szlaku Lenina,
A tu wąska ścieżka,
Las, kosodrzewina.
Tu turystów stu, tam turystów stu…itd.
Wiem! Do Jaworzynki!
Odpocznę tam na niej,
Wrócę na Karczmisko
I zejdę Boczaniem!
Jaki morał stąd, co mamy na dziś?
A no taka się mi generuje myśl:
I jak zwykle to, nie o góry lecz
O ważniejszą chodzi rzecz:
Gdy decyzji jasnej
Nie chcesz podejmować,
To dwa razy tyle
Musisz przewędrować!!!
Pamparampampam…
|
ON: Przepraszam, ale
pani wygląda tak turystycznie…
ONA: Tak, słucham?
ON: Gdzie jesteśmy? Czy dojdę tędy
pod Grzegorza?
ONA: Nie rozumiem, nie, chyba nie…. Pod
Grzegorza? A to miejsce, proszę pana, gdzie jesteśmy, to Hala Pisana. Pół
godziny do Ornaku.
ON: Pół godziny do czego?
ONA: Do schroniska na Hali Ornak.
ON: Oj, to pomyłka. Znajomi powiedzieli
mi, że jeżeli chcę zakosztować niezwyczajnych wrażeń w górach, to powinienem
się wybrać na Grzesia. Domyśliłem się, że chodzi o restaurację „U Grzegorza”. Gdzie
ona może być?
ONA (na stronę, do publiczności):
O rany, ale facet!
Do niego, swobodnie:
Ach, tak. Widzę, widzę, że pan jest
koneserem tatrzańskim. Jest pan na dobrej drodze. Grześ to miłe miejsce, jadałam
tam wiele razy. Sala jadalna jest przewiewna, z widokiem na góry. Polecam u
niego na przykład furkaskę w sosie bobrowieckim albo jałowieckim. Posypana parzączakiem
jest naprawdę świetna. Na przystawkę proponowałabym wziąć sałatkę jarząbczą,
ewentualnie płaty zimnego trzydniowiańskiego wołowca po kominiarsku. To znaczy,
że trzy dni wędzi się w kominie. Jest i dziczyzna, sądzę, że dla pana rohacz
będzie zbyt ostry. Może być panu potem płaczliwie. No, ale tamtejszy rakoń –
paluszki lizać, podawany na łopacie. Albo, ale to tylko w czwartki, przysmak
nad przysmaki: pyszne raczkowe czuby! Do picia ciemniak, mroźny jak z jaskini,
lekko goryczkowy, albo Jasne Iwaniackie. Można potem przejść na siwą – takie
trunki to już dla prawdziwych mężczyzn, a pan mi na takiego wygląda. A ja tam
biorę mój ulubiony deser – ornaczki. Proszę pana, jak ja to lubię. Ornak to dla
mnie jak poezja.
ON: A daleko jeszcze?
ONA: Nie, wcale nie. Zanim dojdzie pan
do Grzesia, to apetyt się panu stosownie zaostrzy. Rozsmakuje się pan w
górach… Polecam i dalsze wycieczki. Hala Gąsienicowa to po góralsku znaczy
„tatrzańskie sushi”. Ale są tam i tradycyjne potrawy. Świnica, do niej liliowe jarzyny,
misternie karbowane przez starą Walentkową. A potem, ach. Proszę tylko
wyobrazić. Siedzi pan sobie elegancko w czarnych ścianach, a przed panem kozia,
z kotła, dymiąca! Potem gęsia szyja po waksmundzku z czerwonymi brzeżkami. Do
popijania: biała woda. Następnego dnia może być żabie, rybie albo owcze, może
być też jagnięcy lub wołowiec mięguszowiecki w sosie koprowym. Deser oczywiście
lodowy, może być mały. Nikt oczywiście nie jest taki durny, by próbować baranich
rogów – nawet widłami nie da rady! A piwo popijane na czerwonej ławce,
niedaleko doliny Pięciu Stawów Tyskich… ach, proszę pana…
ON: To rzeczywiście miłe. Żałuję, że
nie poznałem Tatr wcześniej. Jak pani mówi pod Grzegorza? Kawałek pod górkę, a
potem już z górki… . A to miejsce, gdzie jesteśmy, jeszcze raz, to jaka łąka?
ONA: Hala Pisana. Tak, tak, i jeszcze
trochę pod górkę, z górki, znowu pod górkę, lasem. Zobaczy pan, jak tam jest
ładnie. Błyszcz i Bystra….
ON (przerywa): To dobrze, że bystra obsługa.
O, zapewniam panią, że mam czym zabłysnąć. Baśka? Cześć, tu Michał. Znalazłem.
Bierz taryfę i przyjeżdżaj.
PONURY (komentarz). No tak, tak. Ale,
ale, przypomniała mi się przepowiednia z roku 1954.
PONURY: Stanisław Berezowski, książka Hala
Gąsienicowa, rok 1954. Droga przez Skupniów Upłaz jest bowiem jednym ze szlaków
przepędzania owiec na Halę Gąsienicową. […]. Trzeba też zaznaczyć, że właściwie
również do historii należą wielkie rzesze turystów, wędrujących tą ścieżką. Ma
ona dwóch poważnych konkurentów. Jednym jest kolejka na Kasprowy, drugim
nartostrada wiodąca dolną częścią Skupniowego Upłazu.
Ech, ta hala,
ech ta hala,
Tłok jest tu jak
w mieście…
Na tej hali, na
tej hali,
Ludzi tysiąc
dwieście….
Tyle
ludzi, tyle ludzi,
Nie
po mojej woli,
Aż się
we mnie chętka budzi,
By im
dopier….
….. dopiero za drugim razem
grzecznie lecz stanowczo zwrócić uwagę, by szanowali przyrodę górską.
A tam koło Roztoki,
Piliśmy jak smoki ( bis )
Za pieniądze frajera,
Co miał gest szeroki…
A co by my, co by
my
Wina nie wypili… (bis)
Na lepszego pijaka
Żeśmy natrafili.
|
Cubryna,
Cubryna.
Tam
pękła nam lina,
Jak
teraz z wysoka
Jak
teraz z wysoka
Zejdziemy
do Moka?
Widzimy przyczynę
Porażki wspinania.
Wzięłyście dziś linę
Wzięłyście dziś linę,
Co służy do prania!
Makijaż
rozmyty
Na
głowę deszcz, chlup, chlup,
Więc
zamiast Cubryny,
Idziemy,
dziewczyny,
Do fryzjera tup,
tup!
|
PONURY (do sali): Wiecie
co, skoro zespół sięgnął do nut i melodii ludowych, to może pośpiewajmy wszyscy
razem. Melodię każdy rozpozna, a słowa są łatwe. Śpiewajcie z nami!
Budzę
się w schronisku, a pogoda boska; (bis)
Dzisiaj mnie nie ujrzy Hala Chochołowska / hej,
Hala Chochołowska.
„Co
mam robić dzisiaj, moja duszo, powiedz!” (bis)
A ona mi szepcze: przejdź się na Wołowiec / hej, przejdź się na
Wołowiec.
Gdy
z Wołowca góry dokoła zobaczę, (bis)
Nie wytrzymam długo – pójdę na Rohacze / hej,
pójdę na Rohacze.
Potem
powędruję wprost przed siebie granią. (bis)
Zobaczę Zwierówkę, wtedy zejdę na nią, / hej,
wtedy zejdę na nią.
Pytać
będą ludzie, co się ze mną stało, (bis)
A tam się już dla mnie piwo nalewało/ hej,
piwo nalewało.
Potem
śpiewajęcy, lecz z pomocą boską, (bis)
Ciemną nocką wrócę i na Chochołowską. hej,
i na Chochołowską.
***
Krywaniu, Krywaniu, / Honorny…
Byłem
kiedyś, jak i Ty, zadziorny.
Dziś
mnie nogi wcale nieść nie chciały,
Aż
na twoje pod- / szczytowe skały.
Krywaniu, Krywaniu, / Skrzywiony…
Od Niewcyrki bym Cię chciał,
Z tej strony,
Ale to już chyba nie w tym roku -
I Ci pewnie, Krywaniu, dam spokój.
|
Ogromnie,
Krywaniu , ogromnie
Cię
szanuję, nie odchodź
Ze
wspomnień.
Bo
mojemu będzie kres śpiewaniu,
Hej, Krywaniu,
daleki Krywaniu.
|
PONURY:
Posłuchajmy jeszcze ładnej,
lirycznej piosenki, górach, o uczuciach, …, no, o życiu:
Gałęzie tu objąć
mnie chcą raz po raz,
A drzewa ogromne
tu stoją.
I pełen tajemnic
wokoło brzmi las,
Że ptaki śpiewać
się boją.
Pełen czarów
i magii tu jest każdy kąt,
Nawet wiatr,
deszcz i słońce, i chmury,
Ale marzę,
że kiedyś zabierze mnie stąd,
Ktoś do domu
z widokiem na góry.
Sama nie wiem,
od ilu przebywam tu lat.
Może zacznę już
lubić te dziwa.
Na puszystym tu
mchu wyleguje się skrzat.
Nieco dalej –
rusałka odpływa.
|
Zamknę oczy i
czuję: dotykam Twych rąk.
Jestem pewna, że
dzień przyjdzie, w którym
Zamieszkamy na
stoku łagodnym wśród łąk,
W jasnym domu,
z widokiem na góry.
Odczarujesz mój
świat mocą dwóch prostych słów,
I do ciebie ja wyjdę
szczęśliwa,
Czarodziejskie
te słowa, proszę, często mi mów,
Wtedy stanie się
rzecz niemożliwa.
Będzie z nami tu
radość od świtu po świt,
Choćby cały nasz
szałas był w sękach.
Ja z uśmiechem
popatrzę z oddali na szczyt,
Gdybyś nie mógł
mnie wnieść tam na rękach.
|
PONURY: Kochani, dom w górach
każdy z nas ma. Dom, to znaczy swoje miejsce. Czuć się jak w domu, to czuć się
jak u siebie. Do domu wracamy, do domu tęsknimy. Z domu wyjeżdżamy, ale do domu
wracamy. I dlatego następna piosenka, którą usłyszymy, nie jest smutna. Jest
wesoła. Jest o naszym domu. Naszym miejscu w górach.
Prześpiewane
piosenki -
Na
rozstanie już czas.
Jeszcze
szukam twej ręki,
Jeszcze
szumi nam las.
Wiatr
świerkami kołysze
I
upaja jak rum.
Kiedy
jeszcze usłyszę
Najpiękniejszy
ten szum?
Prześpiewane
ballady,
W
ogień wbijasz swój wzrok.
Mówisz,
że nie ma rady,
Że
wrócimy za rok.
Szemrze
strumyk na hali,
I
ognisko się tli;
Szczyty
stoją w oddali,
Nasza
góra już śpi.
|
|
Prześpiewane
refreny,
Żal
nam będzie stąd iść.
Wszystko,
co dziś powiemy,
Jutro
będzie, jak liść.
Ale
chwile wracają.
Powiesz
mi wiele słów.
Przecież
góry czekają,
Z
tobą będę tu znów.
|
* * *
ZESPÓŁ:
Wiosną halne wieją, śniegi tają
(bis)
Czy nas górskie wiatry (bis)
Pamiętają?
Czy na Rusinowej szumią trawy? (bis)
Czy kurniawa skryła (bis)
Pięcistawy?…
Czy
dziś mocno duje na Krywaniu? (bis)
I
czy komuś idzie (bis)
Kres kochaniu?
Czy
się woda toczy ku Lewoczy, (bis)
Czy
się łzawią czyjeś
Na
wysokiej grani, czarne oczy?
Czy tam jeszcze stoi Wierch Pod Fajki? (bis)
Gdzie nam wietrzyk szeptał,
Prościutko do ucha, piękne bajki?
Czy pokryła wszystko siąpawica? (bis)
Moknie Orla Baszta, Buczynowe Turnie i
Świnica.
Czy nad Morskim Okiem deszcz zacina? (bis)
Wicher pędzi chmury, w mgle się skryły Rysy
I Cubryna…
Czy jesienią w złocie stoją Tatry? (bis)
Czy z Turbacza wieją (bis)
Zimne wiatry?
Kiedy czuć powietrze pod stopami, (bis)
O tym nam opowiedz,
Nasz tatrzański wietrze,
Siądź tu z nami…
Jeszcze
nam przypomnij, gdzieśmy byli!
Jeszcze
nam obiecaj, gdzie będziemy!
Zanim się po chwili / Po malutkiej chwili / Już miniemy… (bis)
PONURY (do sali): Czas zatem
kończyć. Śpiewajcie z nami.
Usiądźmy razem,
niech nas połączą
Obrazy szczytów,
przełęczy, hal.
Góry się nigdy
dla nas nie skończą,
Za granią grań,
za dalą dal.
Niech żyją góry,
turnie, przełęcze,
Wiosenne śniegi,
krokusów cud.
Lipcowe burze,
sierpniowe tęcze,
Jesienne mgły,
styczniowy lód.
|
Niech żyją
żleby, przełęcze, turnie,
Słoneczne hale,
cienisty las,
Tam, gdzie nam
było górnie
i chmurnie,
Gdzie
najpiękniejszy mijał czas.
Tam, gdzie nam będzie
górnie
i
chmurnie,
Gdy
najpiękniejszy przyjdzie czas.
|
|