odbędzie się w czwartek, 10 marca 2005
r. o godzinie 17:30, w zwykłym miejscu, tj. w sali konferencyjnej Zarządu
Głównego PTTK, Senatorska 11, I piętro!
► Spotkania klubowe: czwartki,
17:30, PTTK, Senatorska 11. Bieżące informacje dotyczące obozów, prelekcji,
pracy Zarządu itp. są na tablicy obok sali spotkań. Polecamy także stronę
internetową: india.ipj.gov.pl/skt/skt.htm Tamże wiadomości o najbliższych obozach górskich i
prelekcjach.
► Prosimy o regulowanie zaległych składek, szczególnie
przed Walnym Zebraniem.
► Do zapisania się do Klubu potrzebna jest rekomendacja
dwóch członków o ≥ pięcioletnim
stażu.
► Jak zawsze, w soboty, niedziele
i święta spotykamy się w Puszczy.
Przyjdź 26 grudnia! Lepszy las niż kolejna porcja ciasta!! Pamiętajmy, że na terenie KPN nie wolno wjeżdżać
samochodem do lasu.
► W godzinach spotkań klubowych
działa Terenowy Referat Weryfikacyjny GOT.
►
Tornado, które wiosną przeszło przez Puszczę, zmieniło wygląd niektórych
szlaków. Na przykład obok drogi do
Zaborowa Leśnego z Truskawia po południowej stronie „wyrósł” nagle duży
pagórek.
►Uwaga dla powracających z Chaty do Truskawia. Na
szlaku „przez łąki” brak mostku.
►
Chata w Ławach coraz piękniejsza. Za składkowe pieniądze naprawiono drzwi. Od
dłuższego czasu nie mamy jednak prądu, ale specjalnie nie odczuwamy jego braku.
Wsi już dawno nie ma. Do ostatniego sąsiada włamują się jeszcze częściej niż do
nas.
► Szlaki w Tatrach Polskich nie będą w tym
roku zamykane z powodu zagrożeń lawinowych. Ta z pozoru niezrozumiała decyzja
ma uzmysłowić turystom, że idą na własną odpowiedzialność i nie będą mogli
domagać się od TPN odszkodowania za to, ze lawina jednak spadła. Redakcji
wydaje się jednak, że można będzie zaskarżyć TPN za odmrożenie nosa, jeśli
udowodni się, że temperatura okazała się niższa od zapowiedzianej.
► Zła wiadomość dla zwierzyny
mieszkającej na stokach Krokwi: forma Adama Małysza rośnie.
► 100 lat temu wszystkie ważniejsze szczyty
tatrzańskie były już zdobyte. W 1904 roku zdobyto po raz pierwszy Kaczy Szczyt
i Zadniego Mnicha a w nadchodzącym, 2005 roku
przypada m.in. setna rocznica pierwszego wejścia na Żabi Szczyt Wyżni
(Janusz Chmielowski, Klimek Bachleda, Jędrzej Marusarz-Jarząbek ..... ) i na
Kościółek (Janusz Chmielowski, Jędrzej Marusarz-Jarząbek). Można się zdziwić,
że dopiero w 1905 roku dokonano pierwszego przejścia grani Kościelca (Roman Kordys,
Zygmunt Klemensiewicz). Ale po prostu wtedy dopiero zaczynała się epoka
taternictwa bez przewodnika-górala, no i kończyły się niezdobyte szczyty. Jak
pisze WHP w Encyklopedii Tatrzańskiej, w 1905 roku zaczęto przechodzić pierwsze
drogi b. trudne (np. Żabi Koń Pd.
ścianą i Ostry Szczyt pn. ścianą). Czy w 2005 roku znajdzie się metr
niezdobytego terenu? Pewnie nie, ale któż to wie?
►
Przygoda w Krakowie. Redakcja ( szurek@mimuw.edu.pl
) jeździ co 2 tygodnie na wykłady do Krakowa. Instytut mieści się na V piętrze
budynku przy Reymonta. Przy sprzyjających warunkach z okien widać Tatry. Ale
dopiero po kilku miesiącach udało mi się je zobaczyć. Gdy w trakcie wykładu podziwiałem widok i
narzekałem na niesprawiedliwość, tj. że my mamy tak daleko do gór, dał się
słyszeć z sali stanowczy głos studenta: „Warszawa nie musi mieć wszystkiego!!”
Trochę spokorniałem.
¬ Witaj Gwiazdko
Złota
! ¬
Składamy
sobie wszyscy wzajemnie najlepsze życzenia. Oby wysokie góry były dla
nas niskie, ciężkie plecaki lekkie, a zła pogoda –
dobrą. Żeby sylwestrowy szampan pienił się radośnie. Ale zostawiając puste miejsce przy wigilijnym stole pamiętajmy o tych, z którymi chcemy być razem, a którzy są teraz daleko. Nie zapomnijmy i o
tych, którzy albo zostali w górach, albo zostawili je i odeszli.
Wiersz ludowy (wersja
Ciotki z Małego Cichego)
Scynśliwe Betlejem
miasto Dawidowe Kany siy zrodziło
odkupiynie nowe Chrystus sie nam
narodziył By nas oswobodziył Z niewoli szatańskiyj Do nieba wprowadziył. U nas w Małym Cihym Choć to na pustkowiy Nie byłbyś siy rodziył Mój Jezu w ubustwiy. Mamy duzo izbów I miynkiy pościyly Byłbyś se lezol jak w
puhu Mioł ciepłe kompiyly. Choć nam i leśni Drzywek zabraniajom A nawet siykirki w lesiy
łodbirajom Jednak by my byli i
nockom wozili I jedlinę pachnącą tobiy
ustroili. Miołbyś i kapustke i
grulecki Panie Z tłustom wieprziowinkom
Zawsze na śniodanie. |
Mlyko z bułeckom Z masełeckom chlebuś Z miodem i ze syrkiem Cobys pryntko urós. Miałbyś i kosulke Z płótna ciniutkiygo Cuzke wysywanom Ze sukna góralskiego. Serdocek drogi Kyrpcoski na nogi Nie byłbyś ty Jezu Jak w stajni ubogi. Że sie nie tak Panie Spodobało tobie Żeś ucierpiał biyde W malućkiyj osobie Przyjmij serce cyste Nase dobre chyńci Miej naród góralski I Cihe w pamiyńci... |
pamięci Jacka
Bauera ( U 5 stycznia 2004)
Jak jest po Tamtej Stronie? Czy
góry są inne?
Woda w potokach czystsza i trawy
zieleńsze?
A może tam nic nie ma? Błądzę po
omacku
wśród domysłów. Ty prawdę poznałeś
za wcześnie.
Byłeś ode mnie młodszy. Skąd ten
pośpiech, Jacku?
(Leopold „Noe”
Pieczyński)
* * *
Tryptyk tatrzański Anny Milewskiej
Przełęcz Kondracka Kondracka Przełęcz farbami pochlapana żółtą niebieską szafirową kwietną anemony wyciągają białe szyjki bezwstydnie prosząc się o zapylenie Lecz pszczół tu mało tylko natrętna mucha koniecznie napić się chce u oka mego słonej łzy wzruszenia 3.
VI. 003 Czarny Staw Gąsienicowy Witam się z nim
po latach długich Tak samo piękny
jak za młodości naszej
chwili dla niego koloru nie
zmienił kosówki nie
przyrosły jagodziska te
same za to widzę, że chyba można by przejść suchą stopą po jasnej smudze co leci z Karbu na wyspę wprost gdyby ktoś
umiał chodzić po świetle gdyby to umiał
ktoś! 6. VI.
003 |
Na
Czerwonych Wierchach Na Czerwonych Wierchach pięknie jest Dolina Cicha – gada
strumieniami płochacze piszczą na
południe kosówka łasi się pod
nami kamienie ścieżki
postękują Na Czerwonych Wierchach pięknie jest – póki się
jest Dzwonki dzwonią
bezgłośnie Jaskry świecą radośnie słońce dziś łagodne wiatr oplata na grani zaprasza by frunąć w dół Na Czerwonych Wierchach pięknie jest – póki się
jest 3. VI. 003
|
UROCZYSTE OTWARCIE NOWEGO
SCHRONISKA T. T. PRZY MORSKIEM OKU
(fragmenty felietonu Ferdynanda Hoesicka w Kurjerze Warszawskim,
1908)
(...) Jako korespondent Kurjera
Warszawskiego, miałem zarezerwowane miejsce w automobilu, wiozącym
prezydjum Towarzystwa Tatrzańskiego, razem z jego prezesem, Antonim hr.
Wodzickim, z wiceprezesem prof. Władysławem Szajnochą, z Adamostwem hr.
Starzeńskimi i p. Oborskim. Jakoż punktualnie o godz. 7-ej automobil,
prowadzony przez p. Deptucha i jego dzielnego szofera ruszył sprzed hotelu
Stamary.
Całą drogę do Morskiego Oka, około 40
kilometrów, odbyliśmy w ciągu siedmiu kwadransów(...) Droga ta, niezmiernie
malownicza, bo wciąż odkrywająca coraz nowe widoki na najwyższe szczyty
(...) ogromnie zyskuje na tem, gdy ją
się ogląda z szybko jadącego automobilu, bo zaprzeczyć się nie da, że te same
widoki, oglądane w ciągu 4-godzinnej jazdy powozem, nużą w końcu. Przed 9-tą
automobil zatrzymał się przed starem schroniskiem nad Morskiem Okiem. Nowe
schronisko, imponujące rozmiarami wznosi się o kilkadziesiąt kroków dalej
(...).Jest to piękny piętrowy budynek drewniany, cały w zakopiańskim stylu,
podobny do najpiękniejszych will w Zakopanem, zbudowany według planów
Witkiewicza, tylko nierównie większy. Jest to „schronisko”, które w zupełności
zasługuje na nazwę hotelu. A jak na zewnątrz przedstawia się nader korzystnie
pod każdym względem (zwłaszcza, że mu za tło służy w dole szafirowa roztocz
Morskiego Oka, a dokoła spiętrzone turnie Żabiego, Rysów, Mięguszowieckiego i
Miedzianego), tak i wewnątrz musi zadowolić wszelkie wymagania.
Po obejrzeniu nowego schroniska-hotelu, po którem nas oprowadził
prof. Szajnocha, wypadło pomyśleć o posiłku. W tym celu przeszliśmy do starej
restauracji p. Bauera, gdzie już w tej chwili panował ożywiony ruch. Między
turystami nie brakło i literatury: p. Kasprowicz z córkami, Reymont z żoną,
Staff, Dębicki z żoną, Kościelski, pani Krzywoszewska (żona redaktora Świata).
Wszyscy bawili tu od wczoraj, a niektórzy przyszli tu z Zakopanego przez góry,
przez Orlą Perć i Kozi Wierch.
O 10-ej przybyła wycieczka sekcji turystycznej, złożonej z
kilkudziesięciu najdzielniejszych taterników młodszej generacji. Była to piękna
chwila. Zbliżali się zwolna, ordynkiem, w strojach turystycznych, opasani
linami, z torbami na plecach, w sztylpach, w kamaszach z gwoździami. Na czele
szła muzyka góralska ze skrzypcami i basetlą; dalej, jako wódz całej gromady
szedł słynny przewodnik tatrzański, Klemens Bachleda, a dopiero za nim szła
sekcja turystyczna Towarzystwa Tatrzańskiego w komplecie, z takimi przywódcami
jak Janusz Chmielowski, Kordys, Znamięcki, Mieczysław Karłowicz, prof. Panek i
inni. Szli z doliny Pięciu Stawów, gdzie nocowali, a raczej spędzili noc
bezsenną, grzejąc się przy rozpalonem ognisku, słuchając muzyki góralskiej, co
wszystko razem przypominało słynne wyprawy w góry, urządzane „ongi” przez
Chałubińskiego, które dla nas, starszej generacji taterników, doskonale
pamiętających owe czasy, są jeszcze miłem wspomnieniem z epoki ks. Stolarczyka
i Sabały, a które dla młodych są już tylko tradycją.
(...) Zabrał głos hr. Wodzicki, w wymownych słowach wyrażając
radość z powodu wystawienia tego pięknego schroniska, życząc, aby w nim odtąd
ci wszyscy, co tu przybywają dla podziwiania piękności tej perły naszych gór
ojczystych, znajdowali oprócz czarów natury także potrzebne wygody, których
dziś każdy cywilizowany członek wymagać ma prawo.
Po ceremonii poświęcenia przyszła chwila
uczczenia całej uroczystości bankietem, na którym wygłoszono szereg toastów.
(...) Po kilka razy przemawiali hr. Wodzicki, prof. Szajnocha, ks. Madej, pp.
Kordys, Znamięcki, oraz przedstawiciel taterników węgierskich p. Komarnicki,
który, choć nazwisko ma polskie, przemawiał po węgiersku. Z pomiędzy
wygłoszonych toastów wyróżniło się (...) podniosłe przemówienie księdza
Madeja, który pił za zdrowie ... dam.
(...) Kiedy po czarnej kawie wszyscyśmy wyszli na werandę,
ujrzeliśmy widok, jakiego ja przynajmniej, choć tyle razy byłem przy Morskiem
Oku, nie pamiętam. Znikły szare, ołowiane chmury, w których do niedawna ginęły
wierzchołki, a po błękitnem niebie snuły się białe chmurki, raz po raz
czepiające się szczytów, lub przepływające popod szczytami. Powietrze zimne,
prawie mroźne, było przesycone blaskiem słonecznym, a przepaściste turnie
Rysów, Żabiego i Mięguszowieckiego, całe białe i lśniące od świeżego śniegu,
stanowiły taki wspaniały kontrast z błękitem nieba, tak opalowo odcinały się od
tego szafirowego tła, tak czarownie odbijały się w ciemno-granatowej toni
jeziora w dole, że trudno się silić na literackie oddanie tego wrażenia.
Na tem poetycznem wrażeniu zakończyła się właściwa uroczystość.
Trudno o wspanialszy finał.