Stołeczny Klub Tatrzański w lecie w Tatrach

Michał Szurek

Od kilku lat spędzam kilka letnich tygodni pod Tatrami, w Kościelisku.
W tym roku (2011) udało mi się namówić więcej koleżanek, niż zwykle, by przyjechały chociaż na trochę i ubarwiły moją samotność. Dlaczego tylko koleżanek? Nie wiem, ale fakt jest faktem, że koledzy jakoś nie dopisali.
A zatem na krócej lub dłużej, przyjechały w drugiej połowie sierpnia (alfabetycznie według imion) Agnieszka Szurek (czyli moja córka), Basia Kaczarowska, Danusia Dobrowolska, Ewa Chałasińska, Marta Zawadzka i Marysia Grochowalska.  Do zespołów wycieczkowych dołączali się także mieszkający w Małym  Cichym  Alina i Staszek Wrońscy, a na jedną wycieczkę Karol Radecki z żoną Małgorzatą i synem Maćkiem. I tak to było.

Co można robić przez miesiąc, mieszkając w Kościelisku? Po raz kolejny okazuje się, że nudzić się nie dało, zwłaszcza, że nastawiłem się na eksplorację wciąż mało mi znanej słowackiej części Tatr Zachodnich, co niniejszym wszystkim polecam. Zresztą, wiele osób pamięta obozy organizowane przez Andrzeja Krasińskiego, np. w Żarskiej Chacie.  Na Cieśniawach byłem do tej pory tylko pięć razy, przy Stawach Rohackich cztery, w dolinie Smutnej raz, na Rohaczach raz, a w dalszych dolinach od południa po razie albo i w ogóle.

Oczywiście, że lepszą strategią na poznanie okolicy jest zamieszkanie na kilka dni możliwie blisko, w schronisku lub nawet w jakiejś wiosce słowackiej. Nie trzeba wtedy pokonywać stale tej samej trasy dojazdowej. No i w przypadku mieszkania w schronisku jesteśmy po prostu bliżej gór. Ale mieszkanie daleko, u podnóży, w wygodnym domu, ma swoje zalety – śpi się wygodniej, łatwiej o aprowizację itd.  To są rzeczy wszystkim dobrze znane.  Jest jeszcze jedna, ważna zaleta – łatwość zmiany planów i dostosowania się do pogody. Pewna atrakcją są baseny – życzę każdemu takiej przyjemności, jak zrobienie chlup do wody po gorącym dniu na grani.

No, wystarczy ględzenia. Wszyscy znamy  samo Zakopane. Wiemy, jak tam jest. Zgadzacie się?

 

Jeśli na widok Tatr cię w sercu wierci,
I nie zwykłeś na widok przepaści się chować,
Jeżeliś nie zbladł na wysokiej perci,
I panoramę górską chłonąłeś z Głodówki – 
To wszystko mocno masz odpokutować:
          Krupówki! 

 

Chodziliśmy dużo, jak na starszych państwa… Nie będę tu wartościował wycieczek zrobionych przez poszczególne osoby, ale nikt nie poczuje się urażony, gdy wymienię na pierwszym miejscu Dankę. Na rozgrzewkę poszła (z Ewą) przez Przysłop na Małołączniak, z zejściem przez Kopę Kondracką do Małej Łąki. Wyszły późno, przyszły po ciemku. Po drodze miały burze, pioruny i gradobicie.

 

Cztery damy1 raz poszły na Przysłop Miętusi.

Jeśli sądzisz, że dzielne – z prawdą się nie mijasz!

I wtedy powiedziało się nagle Danusi:

„To dla mnie za mało! Chodźmy na Kobylarz!”

 

„Chodźmy, chodźmy, ach, chodźmy”, zakrzyknęła Ewa.

„Na eskapady takie jam pierwsza gotowa!

I choć ciało nie lubi, to dusza mi śpiewa!”

A wkoło się burza zbierała sierpniowa.

 

I poszły dwie spragnione i rozochocone.

Lecz i Kobylarz to za mało dla Danusi.

Powiada: „Stąd już blisko na Wierchy Czerwone!

Kto dotąd doszedł, to i dalej iść musi!”

 

I wspinają się dalej. Danusia i Ewa.

Nic to, że już żołądek mocno z głodu jęczy,

Że wiatr, że grad i gromy i gęsta ulewa.

Siódma -  na Kondrackiej stanęły przełęczy.

 

Towarzystwo na dole martwi się i złości.

Basia, Marysia, Marta, Staszek i Alina,

Wkrótce egipskie zapadną ciemności.

Przybywa frasunku, a ubywa wina.

 

Wtem komórki się ozwie upragniony dzwonek.

„Jesteśmy na dole. Marzymy o piwie!

Zadowolone-śmy, choć głodne i zmęczone!”

I tak to się wszystko skończyło szczęśliwie!

 

Z historii tej wypływa nauka i morał,

Który tutaj wyłuszczę bez zbędnych słów dwiestu.

Kto z Małołączniakiem tak ładnie się uporał, 

Ten na szczyt z rozpędu wbiegnie Everestu.

--------------------------------

[1] Basia, Danka, Ewa i Marysia.

 

Danka weszła też samotnie na przełęcz Tomanową, a pewnego dnia weszła na Bystrą, zeszła na Chochołowską i po noclegu w schronisku zrobiła grań Rohaczy (Grześ – Wołowiec – Rohacze- Smutna Przełęcz – Zwierówka). Po dwóch dniach poszła przez Liliowe i Zawory na Gładką Przełęcz, zanocowała w Pięciu Stawach, weszła powtórnie na Gładką Przełęcz, zeszłą do Cichej i weszła od Liptowskiego Koszaru na Kasprowy. Przypominam, że trasa przez Liliowe i Zawory była używana jako ciekawe dojście do Morskiego Oka. Stąd wzięła się nazwa „Wrota Chałubińskiego” – tędy przyprowadzał dr Tytus gości do Moka.  Był to używany szlak i w latach międzywojennych, potem oczywiście już nie. Idąc tam dzisiaj, łamiemy przepisy TANAP, ale nie pograniczne, bo wreszcie można łazić nie zwracając uwagi na politykę, a słupki graniczne wykorzystywać do siadania na nich. Przypomnę również, że szlak z Kasprowego do doliny Cichej został wytyczony w 1955 roku. Przez rok na Kasprowym funkcjonowało przejście graniczne. Potem je zamknięto, ale szlaku nie zlikwidowano. Tym, którzy wzbraniają się łamać przepisy parkowe, polecam wjazd kolejką na Kasprowy, zejście do Cichej i w zależności od sytuacji powrót na górę lub dalsze zejście do Podbańskiej. Ścieżka zejściowa jest  zarośnięta (trawa), ale widoczna, kompletnie nieużywana, czujemy się jak w XIX wieku, a dolina Cicha robi wrażenie. Stadka kozic biegają po stoku, w górze widać ludzi na grani Goryczkowych i jest w ogóle jakoś tak fajnie. Uwaga: z Podbańskiej do Zakopanego jest szosą około 115 kilometrów – tyle samo przez Smokowiec i Łysą Polanę, co i przez Mikulasz, Zuberec i Suchą Horę.

Sam wspominam bardzo miło trasę ze Zwierówki na Rakoń przez Zabrat, z wejściem na Wołowiec i z powrotem przez Rakoń, Grzesia z zejściem do doliny Łatanej. Oto opis, tekst nadaje się do śpiewania, gdy idziemy już asfaltową drogą przez dolinę Łataną. Melodia: piosenka Agnieszki Osieckiej w wykonaniu  Maryli Rodowicz  „Idzie diabeł ścieżką krzywą…”

 

 

Ósma rano na Zwierówce, jeszcze chłodny cień,
Jestem pewien, że przede mną piękny górski dzień.
Słońce, błękit, zieleń, spokój, wiatr łagodny dmucha.
Nie dokuczy mi dziś deszczyk ani duszny upał.
Tamtaram, tamtaram, ..... itd. 
 
Idę sobie raźno drogą, cóż, że asfaltowa.
Po godzinie z hakiem napis "chata Tatliakova".
Odpoczynek, czaj s limonom, bryndzowe haluszki,
I już wiem, że mnie w opiekę wzięły dobre duszki.
Tamtaram, tamtaram, ..... itd. 
 
Ścieżka wije się w kosówkach, witam się z Rakoniem.
Tyle piękna nie zobaczy nawet król w koronie!
Dusza szepcze „na Wołowiec", więc za głosem duszy 
Idę grzbietem i tak myślę, co mnie jeszcze wzruszy.  
Tamtaram, tamtaram, ..... itd. 
 
Znowu Rakoń, Długi Upłaz, Grześ, to znaczy Lučna,
Schodzę w lewo i trwa dalej ma duchowa uczta.
Z prawej strony Osobita, grań Rohaczy z lewa;
Stok łagodny, trawa, kwiaty, a dusza mi śpiewa:
Tamtaram, tamtaram, ..... itd. 
 
Las świerkowy, stroma ścieżka, strumyk z boku ciurka,
Nad Brestową się pojawia przedwieczorna chmurka.
Wreszcie TANAP mi obwieszcza: tu Zadná Látaná,
Zimnym piwem mnie powitasz, Zwierówko kochana! 
Tamtaram, tamtaram, ..... itd. 

 

Uważny Czytelnik spostrzeże, że motyw piwa na Zwierówce już pojawił się u mnie. Jakoś tak mnie to bierze. A w Tatliakowej chacie przy bufecie można przeczytać następujący napis (może trochę kaleczę słowacczyznę)

 

Nehadaj sa doma s ženou

Radčej daj sa piva z penou

Či Ti Poliak, Slovak, Čech -

Dat’ si pivka ne je hriech!

 

 

Osobną przyjemność daje – znane wszystkim, przeze mnie na nowo odkryte, po wielu latach  - przejście grzbietu z Grzesia na Osobitą. Marta Zawadzka zrobiła to w połączeniu z Rakoniem (malownicza ścieżka na Zabrat), a ja chciałem jeszcze raz podejść uroczym stokiem na Lučne sedlo z doliny Łatanej, zaczekałem więc na Martę na  Grzesiu (dokładniej to pod Grzesiem, na łączce). Ach, te dwie godziny dumania wśród traw…

Byliśmy oczywiście i w Cieśniawach (niektórzy po raz pierwszy!) i przy Stawach Rohackich. Po raz pierwszy od 1967 roku (!) wszedłem na Smutną Przełęcz i Trzy Kopy – grani do Banówki już chyba nie powtórzę. Z innych szlaków warto polecić przydługie wejście z Zuberca na przełęcz Palenice i na Siwy Wierch. Natomiast – co przyznaję – nie udało mi się wejść na Brestową szlakiem ze Zwierówki. Wszyscy straszyli, że to takie namahave.

Osobnych kilka zdań poświęcę córce, Agnieszce. Chodziła sama, bo nasze tempo było dla niej za wolne. Weszła na Bystrą i Starorobocianski, a gdy większa grupą poszliśmy na Trzydniowiański, ona weszła na Jarząbczy (przez Czubik i Kończystą), potem na Raczkową Czubę (Jakubinę) i poszła kawałek Otargańcami w dół. Wycieczkę na Smutną Przełęcz połączyła z Rohackimi Stawami (od Adamculi). Na spacer poszła sobie na Czerwone Wierchy.

Dolina Cicha…. Zawsze chciałem się przejść tamtędy  i zobaczyć, jak ona wygląda, oglądana od środka, a nie tylko z góry, ze ścieżki na Czerwone Wierchy. Marzenie bardzo łatwe do osiągnięcia, tyle, że w dawnych czasach szkoda było każdego dnia sześciodniowej przepustki, a potem, hm,  dolina się bardzo wydłużyła. Pojechaliśmy tam (Marta, Basia i ja) i w okropnym upale przeszliśmy spory kawałek od dołu, od Podbańskiej. W każdym razie widziałem Czerwone Wierchy i Czuby Goryczkowe od tyłu. Dolinie Cichej bardzo zaszkodziła kalamita . W dolnej części mamy bardzo przykry widok na zniszczone lasy, no i idzie się otwartą przestrzenią, a nie cienistym lasem. Odsłonięty został też hotel Krywań – olbrzymi dom, nawet nieźle wpasowany w dolinę, ale monstrualnych rozmiarów. Dopiero po prawie dwóch godzinach, za Funtową Skałą,  dolina zaczyna przypominać typową dla nas dolinę tatrzańską, pokrytą lasem świerkowym.

Znowu ciśnie mi się pod klawisz dygresja. Spustoszenie lasów na Słowacji było tak duże, bo jak wszędzie, przeważały lasy świerkowe. Od kilku lat TPN próbuje przywrócić naturalny drzewostan dolnego regla: buki, jodły, jawory, tępiąc świerk. W lokalnej prasie przeczytałem:

Hrabia Zamojski zalesiając świerkiem kaspijskim lasy tatrzańskie nie miał pojęcia o genetyce. Świerki te są mało odporne na wiatry i kornika- bowiem ich przodkowie rośli w warunkach o niebo lepszych. Taki las niestety ciąć trzeba, nawet w parku narodowym, bo został stworzony do cięcia. A że na jego miejscu wyrośnie las o bardziej naturalnym składzie -- to i lepiej. Tyle że nasze(ych wnuków) oczy to będzie cieszył za 100 lat...

Przekonywałem siebie i przekonywałem. Ale dusza nie dawała za wygraną:

 

„Chociaż tak wielu ludzi się tobą zachwyca,

Precz z mojej ziemi, boś ty napływowy,

I nie było tu ciebie za czasów Staszica!”,

Tatrzańskiemu smrekowi rzekł Park Narodowy.

 

Nie znano w dziewiętnastym wieku genetyki,

Usuniemy ze świata regli ten świerk podły!

Będą nam, jak w Bieszczadach cieszyć oko buki,

Dopiero na gór szczytach rozszumią się jodły.

 

I już nikt napływowy do Tatr się nie wkręci,

Tylko ceprów wpuścimy, niech się ciut zachwycą.

Ale mi pozostaną na zawsze w pamięci

Czyjeś  włosy, świerkową sklejone żywicą…

 

Z dolnej części doliny Cichej widać Krywań – mniej więcej tak, jak jest wyryty na słowackich eurocentówkach. Czy na naszych będzie Giewont? Czy może oscypek i pluszowy miś z Krupówek? Do Krywania mam sentyment, który pozwolę sobie wyrazić piosenką na melodię Jarka Nohavicy Ostravo:

 

Krywaniu, Krywaniu,

Góro ponad góry! -  Idą

Od cię chmury.

Krywaniu, Krywaniu,

Błękit nieba, urok skał. 

 

Pan Bóg nadał Tobie

Tyle górskiej krasy.

Białe są twe potoki,

A limbowe ciemne lasy.

Krywaniu, krzywoboki,

Znamy się od tylu lat!

Krywaniu, Krywaniu,

Góro pod błękitem! Jesteś

Pięknym szczytem.

Krywaniu, Krywaniu,

Jasny potok, ciemny las.

 

Gdym zobaczył ciebie,

Jako ośmiolatek,

Twoje skalne granie

Dały górskich snów zadatek.

Krywaniu, już zostanie

Afekt mój na serca dnie!

 

 

Jak wspominałem, Danka zwiedziła Wierchcichą – też rzadko odwiedzaną przez Polaków. Długo opowiadała, jak tam jest zachwycająco. 

Tu kolejna dygresja. Było to 47 lat temu. Tak, tak, czterdzieści siedem. Poszedłem we mgle z Morskiego Oka na Wrota. Dogoniłem starszych państwa. Poprosili, żebym zwolnił. Szliśmy potem razem, starałem się być opiekuńczy, ale w końcu zdałem sobie sprawę, że oni są doświadczonymi turystami, tyle, że kilkadziesiąt lat  starsi ode mnie. Pamiętam, ze ich turystyczne buty wyglądały jakoś staroświecko. Wyprzedziłem ich tuż przed przełęczą i w tym momencie mgła się na chwilę rozwiała. Przez pół minuty oglądałem w dole lazurowy Wyżni Staw Ciemnosmreczyński. „Chodźcie państwo”, zawołałem, „widać staw.”

Nim weszli, mgła z powrotem zasłoniła wszystko. Siedzieliśmy godzinę na przełęczy, zmarzliśmy, ale starsi państwo nie dawali za wygraną. „Musimy zobaczyć Ciemne Smreczyny, tam się poznaliśmy w 1925 roku!” Niestety, czekaliśmy na próżno. Starszy pan powiedział ze smutkiem „to ja już nigdy go nie zobaczę”. Mówiłem , że to przecież nieprawda, bo przecież jest w dobrej formie.  Nad Morskim Okiem wręczył mi swoją wizytówkę. Był to Jerzy Kaulbersz, znany lekarz krakowski, a przed wojną taternik, może nie z pierwszej linii, ale dość znany. W kilka miesięcy potem przeczytałem jego nekrolog w Gazecie Krakowskiej.

Pobyt w Kościelisku umożliwia poznawanie Podtatrza, co piszącemu te słowa zawsze się podobało. I w historycznym dniu 14 sierpnia poszedłem sobie na wycieczkę, którą każdemu polecam. Z Witowa wchodzi się na grzbiet graniczny. Są na nim dwie drogi – jedna po polskiej stronie, druga po słowackiej. Idzie się jedną z nich, oddzielonymi kilkunastometrowym laskiem przez ciąg uroczych polan o niemniej uroczych nazwach: Bzdykówka, Basiorówka, Przysłop. Z jednej z nich mamy zabawny widok.  Wierzchołek Świnicy jest dokładnie za Szczerbą – przełęczą między Giewontem i granią Giewontu i zdaje się, że Świnica wyrasta z Giewontu. W każdym razie widok jest osobliwy. To oczywiście jedyne miejsce, skąd to można zobaczyć. Warto zboczyć kilkaset metrów na słowacką halę Wyšne Diely i potem wejść na porośniętą lasem Magurę Witowską (Orawicką), zejść na polanę Kosarzyska (zejście przecinką graniczną jest bardzo trudne, oczywiście w „leśnej” skali: stromo i przez krzaki, można obejść czarnym szlakiem). Widok z Kosarzysk jest lepszy niż z Głodówki, chociaż Tatr Wysokich nie widać dobrze, bo tylko w skrócie.  Można potem zejść ciągiem polan do Siwej Polany (Cicha, Zdychałówka (!), Szczurkówka) , a nawet zajrzeć na Molkówkę i Siwiańskie Turnie od tyłu. Poza Siwiańskimi Turniami wszystko to jest poza parkiem, zarówno TPN jak i TANAPEM, można więc buszować po stokach Magury (jagody!), można przedrzeć się przez las do wygodnej drogi do Orawic (uwaga: ta droga jest granicą TANAP). Obniżenie między Magurą a Siwiańskimi Turniami to znane od wieków przejście, zwane bramą Orawską. Obecnie nieużywane, ścieżki zarosły, a przełęcz jest bardzo błotnista.

W ciągu całego dnia nie spotkałem żadnego turysty, tylko kilku tubylców. Dlaczego jednak dzień 14 sierpnia nazwałem historycznym? Tego dnia padł rekord Guinnessa: na teren TPN weszło 40 tysięcy turystów, w tym 13000 do Morskiego Oka. Przeprowadźmy w pamięci kilka obliczeń. Załóżmy, że tych ludzi było trochę mniej, 12000, i że wchodzili przez bramkę na Palenicy przez 8 godzin. To jest półtora tysiąca na godzinę, czyli 25 osób na minutę. Co dwie sekundy osoba! Czy dopiero to nas dostatecznie przeraża?

W Kościeliskiej było tego dnia 7000 osób. Gdyby wszyscy chwycili się za ręce, utworzyliby łańcuch od Kir do Bystrej i z powrotem. Czy teraz wyobrażacie sobie, co dzieje się w takich dniach w wybranych miejscach Tatr? Gdyby zresztą owe 40000 rozeszło się równomiernie po szlakach, to przeciętnie co osiem metrów na każdym szlaku ktoś by stał. Co osiem metrów, na każdym szlaku. A u mnie, na Molkówce czy Kosarzyskach, nikogo!

Z innych wędrówek podtatrzańskich należy wymienić pagórki między Dzianiszem, Cichym Górnym i Gubałówką, z pięknymi panoramami na Podhale i Tatry. Także polecam spacer na  Skoruszynę (2 godziny z Orawic – piękne łąki, piękne widoki, oczywiście oprócz psa z kulawa nogą nikogo tam nie spotkamy).  Miłośnikom wędrówek po trudnych obszarach leśnych polecam żółty szlak z Suchej Hory do Orawic (lub z Orawic przez Diely na Magurę). Cóż, piszę w imieniu tych, dla których na Orlą Perć jest już za daleko. Zresztą, gdybym się nawet tam znalazł, wywołałbym agresję młodych ludzi, którym nieustannie blokowałbym drogę – tak jak … dzieści lat temu ówcześni starsi turyści blokowali mi! Powoli, po grani, powoli!

Wróćmy do tej przerażającej liczby 40000. Większość z tych 40000 jest dziś taka, jak pan z historyjki, którą opowiedziała mi gospodyni, przemiła Dorota. Mówiła prozą, ale mi się od razu jakoś to rymowało.  Idzie to tak.

 

 

W okolicach było to Zakopanego.

Zatrzymało się wytworne BMW.

I kierowca spytał: „do Morskiego,

Proszę pani, to którędy?” „Właśnie tu!”

 

„A daleko jeszcze jest do niego?”

„Kilkanaście kilometrów, o, tam znak!”

„A co tam jest w ogóle ciekawego?

Czy to da się opowiedzieć jakoś tak?”

 

„Nastrojowe, przecudowne to jezioro!

Jest to, proszę pana, perła naszych gór!

Woda, zieleń i przecudnych szczytów sporo!”

A za nami samochodów wzbierał sznur.

 

Nie zważając, że powiększam jeszcze korek,

Kontynuowałam: „Idź nad Staw,

Bo na Rysy to trudności całkiem spore,

Lub za Mnichem rozłóż się wśród bujnych traw.”

 

Spojrzał na mnie jakoś dziwnie. Rzekł „Co z tego?

Wiem, że tam jest woda, zieleń, trochę skał,

Ale co tam jest naprawdę ciekawego,

Z czego bym przyjemność zaraz miał?

 

Co wrażenia pozostawi niezatarte?

Dyskoteka, dobra knajpa, film 3D,

Może interesujący supermarket,

Z góralami, misiem i harnasiem w tle?”

 

„Sądzę, że to pana zaciekawi,

Na wrażenia silne jest pan przecież gotów:

Zwiększy się o jeden, gdy się pan tam  zjawi,

Liczba już bawiących tam idiotów!”

 

 

Z Aliną i Staszkiem wybraliśmy się z zorganizowaną wycieczką na Łomnicę. Sam wjazd kosztuje 33 euro. Doszliśmy bowiem do wniosku, że nasze szanse osiągnięcia tego szczytu w normalny sposób gwałtownie maleją. Staszek chciał zobaczyć grań Wideł, którą kiedyś zrobił, ja byłem ciekawy panoramy. Mieliśmy pecha – mgła przesłaniała góry, chociaż tylko częściowo i właściwie zobaczyliśmy, co chcieliśmy.

         Drodzy Czytelnicy. Nie warto wjeżdżać na Łomnicę. Zobaczymy dolinę Pięciu Stawów Spiskich (że jest taka, jak na mapie), zobaczymy, że Tatry Bielskie wyglądają z góry podobnie, jak z dołu, że Lodowy jest duży a Gierlach wszystko zasłania. Owszem, ciekawie wygląda Durny. Grań Wideł widoczna jest w skrócie i nie budzi emocji. Tak, to prawda, ale o tym, że nie warto wjeżdżać, dowiadujemy się dopiero po wjechaniu. Więc jednak warto. Warto, bo nie warto. Polecam ten sofizmat  jako domowe ćwiczenie z logiki, a tu załączam starą słowacką śpiewkę. Kto wątpi, że to naprawdę autentyczna ludowa śpiewka, to … niech wątpi dalej.

 

Nad  Smokowcem, pod Łomnicą

                                   Baca bacę  bił  kłonicą.

                                   A czy bijał, cy nie bijał, 

                                   Ale potem z nim popijał.

 

            Wypróbowaliśmy też inne rozwiązanie dla starszych turystów: kupienie biletów na Kasprowy w przedsprzedaży. Kosztuje to 6 zł ponad normalną cenę i jest na stosunkowo późną godzinę. Myśmy wjechali o 12 20 i zdążyli przejść się granią do Przełęczy Pod Kopą Kondracką. Wyjście z Kasprowego o 13:00 pozwala na …, no, wszyscy wiedzą, na co i nie będę udawał lepiej wiedzącego.

 

Przy okazji półdniowej wycieczki Ścieżką nad Reglami zobaczyliśmy, co się dzieje na szlaku na Giewont. A dzieje się tak (Tadeusz Ross, wejdą nie wejdą, 1981)

 

 

Turystów tłumy z emocją na licach,

 Ciągną na Giewont  szeregiem jak mrówki,

 Z busa wysiądą  gromadnie w Kuźnicach -

 Pną się na Kalatówki !

 

Wejdą, nie wejdą, wejdą, nie wejdą,

Wejdą, nie wejdą, wejdą,

Wejdą, nie wejdą, wejdą, nie wejdą,

Wejdą, nie wejdą, wejdą.

 

Pomału idą na przełęcz Kondracką,

Pańcia i grubas narzeka na dowóz,

Lecz każdy wypina  pierś swoją chwacką,

Choć dyszy jak parowóz !

 

Wejdą, nie wejdą,

                     wejdą, nie wejdą, ... itd.

Na szczycie każdy  z zachwytu już jęczy,

Jest ciepłe piwo i zimne parówki,

Siedzą i patrzą,  a z dołu z przełęczy

Kolejne ciągną mrówki.

Wejdą, nie wejdą, ... itd.

 

Czas już do domu na obiad i łóżko,

Lecz w górę łatwiej  niż spuszczać się z góry,

Paniusia w klapkach i grubas z teczuszką,

Wczepiają w grań pazury!

Zejdą, nie zejdą, zejdą nie zejdą, itd.

 

Podzielę się radą, com dostał od bacy.

Żeby na halach powiało znów pustką,

Trzeba by wszystko to tak wyonacyć,

By Giewont był pod Ustką!

Giewont nad morzem, Giewont nad morzem

 

 

                                                                         I to, że tak powiem, na tyle. Wasz

                                                                   Redaktor