|
Błękitny Krzyż czyli ratownictwo tatrzańskie w piśmiennictwie polskim
to tytuł wystawy w Bibliotece Narodowej (Al. Niepodległości 213), otwartej od 16 grudnia 1999 do 29 lutego 2000, (pon.-pt. 10-18, sob. 10-15). Wszystkich członków i sympatyków SKT nie tyle zapraszamy, ile wysyłamy na tę wystawę (obecność obowiązkowa, nasz człowiek sprawdzi). Bardzo interesującym opracowaniem o
przewodnictwie tatrzańskim jest książka Zofii Steckiej "Przewodnictwo tatrzańskie", wyd. Zakład Wydawniczo-Propagandowy PTTK, 1981. Początki TOPR opisuje najlepiej sam Mariusz Zaruski ("Na bezdrożach tatrzańskich, 1923,
wyd. także w 1958). Warto zwrócić uwagę na interesujący, a zwykle przemilczany (bo nie pasujący nam do "całości obrazu") aspekt zagadnienia. Przepisujemy ze wspomnień Zaruskiego:
Górale uważali swoich gości za skończonych niedołęgów, którzy potrafią spaść z każdego głazu, o ile zejdą z wychodzonej ścieżki. Kierowały nimi tu obawa utraty zarobków
i szczera troska o życie i zdrowie "panów". Jeżeli weźmiemy pod uwagę niski poziom wychowania fizycznego u nas i idący z nim w parze brak wyrobienia fizycznego i zręczności, musimy przyznać przewodnikom słuszność.
Takimi ciaraparami, jak nasza młodzież, a jeszcze bardziej ludzie dorośli z końca XIX wieku, należało się istotnie jak dzieckiem opiekować w górach. Chadzano też dolinami, "bez przełęcze",
rozłożystymi stokami na szczyty, piargami "bez Zawrat do Morskiego Oka". Często hucznie, szumnie, z muzyką, na wzór "pana Chałubińskiego". Sielanka ta trwała mniej więcej do końca XIX wieku. W pierwszych latach naszego wieku nastąpił przewrót (...) Z wyjątkiem ludzi starszych i kobiet wszyscy poszli bez przewodników.
Wynik łatwo było przewidzieć. Oprócz znakomitego, nadzwyczaj szybkiego rozwinięcia się taternictwa, które w ciągu kilku lat stanęło na poziomie zachodnio-europejskiego alpinizmu, zaczęła w sposób
przerażający wzrastać liczba wypadków (...). |